Kościół katolicki

  • 14 cze 2015

    Kościół katolicki jest na wskroś przesiąknięty kłamstwem. Jego funkcjonariusze to wybitni politycy. Kłamstwa te są wynikiem pazerności na władzę i pieniądze. Przykładami są afery z udziałem księży i ich zapewnienia o niewinności i zrzucanie winy na innych. Trwa ta niewinność już dobrych 1500 lat. Pod swoje teorie umieli przez wieki dostosować nieudolnie napisane i nieludzko brzmiące pisma starego i nowego testamentu. Kiedy te zaprzeczają faktom, to wtedy jest to teologiczny zamysł boga, kiedy mijają się z prawdą, wtedy trzeba mówić o symbolice, kiedy natomiast pasuje coś księżulom, wtedy pismo należy odczytywać dosłownie. Prawda dla księży to coś innego niż zgodność z rzeczywistością. Po prostu prawda to kościół, a kościół to prawda. To wersja ostateczna. Oczywiście to prawdy ważne dla katolików, bo ludzie mojego pokroju i mi podobni widzą fałsz i obłudę przekazywanych aksjomatów. Chrześcijanie kradnąc religię Żydom, ukradli szereg innych źródeł wiary. Stworzyli również bóstwo, które jest pełne okropnych przymiotów, ale kocha ludzi. Zabija ich milionami, ale ich kocha. Dopuszcza do cierpienia i śmierci, ale to z miłości. Znęca się nad ludźmi, obwinia ich o swoje błędy, jest rasistą, szowinistą, ale to przez miłość do rasy ludzkiej. Do wiernych to, że ta religia to okrucieństwo, nie przemawia. Prawda płynie tylko z ambon. Nauka, heurystyka, inne przekonania i filozofie, inna religia, racjonalne przekazy, nie mają dla nich większej wartości. Wychowani w okowach nieracjonalności i jedynie słusznej i niepodważalnej idei, przeświadczeni o prawdziwości bzdurnych opowiastek, z sekciarsko wypranymi umysłami nie przyjmują żadnych tłumaczeń, ani dowodów na to, że mogą się mylić. Żyją w hermetycznym światku i patrzą na świat niewidzącymi oczyma. Mówi się im, że tylko biedni i głupi zasługują na wyimaginowaną nagrodę. Handluje się złudzeniami i nakłada się w ten sposób kaganiec etyczny dla wszystkich. Dla wszystkich identyczny. Nie dotyczy to jednak grubasów. Ich obowiązują inne zasady. Etyka i moralność mają w tej wierze podwójne znaczenie. Jeśli robi się coś strasznego, ale dla Jezusa lub kościoła, lub robi coś okropnego sam bóg, wtedy jest ok. Mniej więcej w taki sposób „produkuje” się mentalnych niewolników. Nie zadawaj pytań… Prawda jest jedna… My wiemy co jest prawdą i co jest dla ciebie dobre… Straszne! Mimo oczywistych sprzeczności prawie nikt z wiernych nie zadaje pytań, nie docieka prawdy… Oczywiście wykluczam z tego grona ludzi poszukujących, mądrych, otwartych na świat, dla których ważne jest to, żeby życie przeżyć godnie, mądrze, radośnie, a nie na klęczkach, kajając się i przepraszając za to, że się jest człowiekiem.

    6 8
  • 28 kwi 2015

    Kościół Katolicki, a właściwie jego funkcjonariusze kłamią i oszukują. Zgodnie zresztą z własnym sumieniem, które ukształtowane zostało przez moralnie wątpliwe zapiski w formie „świętych” ksiąg podyktowane podobno przez samego boga, jak również władców kościoła począwszy od wysoko postawionych funkcjonariuszy, aż po samego papieża.
    Kiedy wytyka się kościołowi jego niewyobrażalne zbrodnie przeciwko ludzkości (choćby wyrżnięcie 50 mln Indian Ameryki Południowej, czy brak potępienia dla faszyzmu i eksterminacji całych populacji w czasie II wojny światowej), to podnosi się larum, że to atak na kościół, albo próbuje się bagatelizować argumenty wykazując całe stosy „dowodów” na niewinność lub ośmieszając źródło, albo jeszcze przytaczając informacje wykazujące, że to ateiści są winni wszystkim zbrodniom świata. Bo przecież Hitler był ateistą i Stalin, a i jeszcze Mao, Lenin, Castro, Pol Pot, Kim Ir Sen, Selasje, Ho… Jednocześnie tych bardziej znanych ateistów przerabia się na katolików, jak choćby ostatnio zmarłego Leszczyńskiego, wcześniej Einsteina. W chwili śmierci przeszli na katolicyzm… Oczywiście to tylko pr. Katolicy odcinają się od tamtych czasów, a przecież to ta sama instytucja! Wtedy kościół był zły, ale teraz jest cacy.
    Odnosząc się do posta Bono muszę stwierdzić, że może nie myli się pisząc, że kościół tolerował kradzieże w komunie, bo to był rodzaj dywersji. Jeśli by tak było, to potwierdzałoby to moją tezę, że księża są zdrajcami własnego narodu, bo okradając państwo polskie przyczyniają się do jego ubożenia, co ma miejsce od początku istnienia kościoła na ziemiach naszej ojczyzny. Dziś już kradną sami i jeszcze dostają pieniądze wykradzione dla nich przez rząd. Ksiądz nie płaci podatków, ZUS, NFZ, nie wytwarza żadnego dobra i dostaje emeryturę w wysokości 80% od państwa. Korzystając z tych przywilejów ogłupia naród na wszelkie sposoby. Biednymi i głupimi, zmanipulowanymi łatwiej rządzić.
    Podwójna moralność występuje u szeregowych pracowników za przyzwoleniem ich przełożonych. Bo jak inaczej traktować postępowanie purpurowych zboczeńców, oszustów, złodziei, pijaków. Moralnie, panowie w różowych sukienkach są zepsuci do szpiku kości, co widać i słychać, prawie w każdej wypowiedzi. Drżą na myśl o ateizacji kraju, bo to oznacza urwanie się rzeki pieniąchów wyłudzonych od państwa. Dlatego robią co mogą, by oszałamiać owieczki swoimi wyssanymi z palca teoriami typu niepokalane poczęcie, nieomylność papieży, wniebowzięcie Marii, piekło, grzech i tysiącami innych niedorzecznych bredni. Największa z sekt dobrze się ma, ale co chwilę potyka o własne strachy. Jeszcze chwilę i zacznie się chylić, jak gliniany kolos i potem rozpadnie na drobne kawałeczki. A ja i mi podobni już na to czekamy.

    8 2
  • 6 kwi 2015

    Słowo na lany poniedziałek:
    Ze względu na pogański charakter świąt wielkanocnych naszła mnie taka oto refleksja, że nowy testament nie wspomina nic o tych świętach. Nie mają one uzasadnienia w chrześcijaństwie. Skąd one się wzięły? Ano stąd, skąd wzięły się pozostałe gusła, obrzędy i zwyczaje w chrześcijaństwie. Zostały ukradzione bądź wymyślone.
    Ale to tak samo, jak w nt nie ma mowy o papiestwie, wniebowzięciu Marii, świętych, spowiedzi i wielu, wielu innych obrzędach, które wymyślili kapłani.
    Przede wszystkim nie ma mowy o nadrzędnej roli księży czy biskupów w kościele. A mają oni ogromny na niego wpływ. Ludzie ich słuchają, niezależnie od tego, jaką właśnie głupotę przekazują i jak są odjechani od rzeczywistości. Przynosi to szkodę dla społeczeństwa w postaci niepodważalnego kultu nieomylności księży, a nade wszystko nieomylności papieża. Choć z tym jest różnie, bo ten papież nie bardzo pasuje naszym hierarchom. Jest zbyt liberalny i uderza w czułe punkty programu politycznego purpuratów swoimi wypowiedziami o ubóstwie kapłaństwa, gejach, in vitro czy duszach zwierząt. Za to bóg się nie gniewa, ale gniewa się za to, że nie odmówiłaś paciorka wieczorem.
    Nowy testament bynajmniej nie ociepla wizerunku boga starotestamentowego, okrutnego i zazdrosnego megalomana, rasisty i tworu tak małostkowego, że można go podejrzewać o zwykłe człowieczeństwo, a nie boskość. Mimo wszystko ludzi kocha. Ale popatrz się krzywo, to... do piekła!!!
    Po latach tyranii bóg stwierdził, że trzeba okazać ludziom trochę ciepła. Sam siebie zatem zesłał na ziemię, żeby jednak pokazać się ludziom od ludzkiej strony, że jest okej i do tego był mu potrzebny on sam w powłoce ziemskiej.
    Jezus niestety nie odwołał praw zawartych w starym testamencie, tylko je utrzymał w mocy.
    Ciężko to wszystko ludziom wytłumaczyć, ciężko też dostosować to do czasów dzisiejszych. Dlatego też kapłani chachmęcą, jak mogą, wymyślając coraz to nowe konstrukcje dogmatyczne i tematy zastępcze.
    Na szczęście dla nich katolicy nie czytają biblii, ani nie zastanawiają się nad istotą swojej wiary.
    Oczywiście od 1500 lat kościół przykrywa wszelkie niedoskonałości i wpadki skomplikowanymi teologicznymi rozważaniami i „dowodami“ na słuszność postawionej tezy. I tak jedno zdarzenie w biblii ma cztery wesje (np. zmartwychwstanie), ale to jest właśnie dowód na to, że ewangeliści piszą słowa prawdy. W ten właśnie sposób księża mieszają w głowach dzieciom, co procentuje brakiem krytycznego myślenia u starszych i przyjmowaniem na słowo każdej bzdury i kłamstwa, jakie usłyszą od mężczyzn w sukienkach. Szczególnie groźne jest to, kiedy uczy się małe dzieci religii, podkreślając jej najważniejszą rolę w życiu i tępiąc indywidualność każdego młodego człowieka. W życiu dorosłym taki człowiek przyjmuje za pewnik wszystko co usłyszy z ambony. Np., że kościół jest ubogi, lub, że księża są łącznikami z bogiem, że istnieje piekło, że in vitro jest pogwałceniem prawa bożego... itp., itd.
    Bóg nie miał zielonego pojęcia o in vitro, więc dlaczego ono jest złe? Ano nie dlatego, że zabija się zarodki, nie. Dlatego, że to człowiek powołuje do życia istotę. Człowiek tutaj jest bogiem i właśnie to zachwiewa fundamentami całej konstrukcji dogmatu o stwarzaniu życia i wyposażaniu przez boga istoty w nieśmiertelną duszę!
    Na zarodkach im nie zależy. Potem kiedy się urodzi też im nie zależy, ale już chrzest i później w wieku przedszkolnym też walczą o dusze do indoktrynacji.
    Jeżeli zindoktrynowane dziecko widzi miazgę swojego kościoła i marne szanse na swoją przyszłość w tej wspólnocie, a chce być mimo wszystko kimś innym, nie być składnikiem szarej masy, wybierze w przyszłości inną ideę lub inną religię. A można się domyślić, która z religii rozwija się w tej chwili najlepiej i która ma do zaproponowania o wiele więcej niż skostniałe struktury kk.
    Allahu akbar.

    4 2
  • 29 mar 2015

    Kościół katolicki w Polsce nie podlega normalnym zasadom i prawom. Nie ima się go kodeks karny, prawo, konstytucja, nie mówiąc o zwykłej ludzkiej moralności i etyce.
    To co mogą biskupi, nie mogą wierni. To czego nie wolno normalnemu człowiekowi, wolno księdzu. Jeden taki powiedział, że nie dotyczy go prawo ziemskie, bo on podlega tylko boskiemu. Nie będę przytaczał przykładów typu Gil i Wesołowski lub Paetz, Jeruzalski, Hoser czy Michalik, bo argumenty, które przemawiają za ogromem krzywd, które wyrządzili oni ludziom są dowodami na prowadzenie zbrodniczej działalności watykańczyków na terenie Polski i świadczą o ich zepsuciu i bagnie, w którym taplają się oni sami, jak i ich słudzy.
    Dla mnie każdy, kto wspiera kościół katolicki w tej właśnie formie, ponosi odpowiedzialność na równi ze zbrodniarzami. Każdy, kto broni tych moralnie zepsutych starców, którym władza i pieniądze mieszają w głowach, jest równie winny, co i oni.
    Czy założenie sutanny powoduje, że człowiek staje się mądrzejszym, wrażliwszym, czy naprawdę ludzie wierzą w to, że ci ludzie to łącznicy z bogiem i że są namaszczeni w jakiś szczególny sposób?
    Księża (oczywiście nie wszyscy) to oszuści, kłamcy, gwałciciele. I takim ludziom wierzą całe masy.
    Struktura mafijna kościoła spowodowała, że ta instytucja pcha się wszędzie bez żadnego zażenowania i wypowiada się na wszystkie tematy, mimo, że wśród swoich mentorów nie mają zwykle ludzi wykształconych w danym kierunku. Zwykle są oni doktorami lub profesorami teologii, czyli czegoś delikatnie mówiąc ulotnego, porównywalnego z magisterium z bajek Andersena i są równie dobrzy, jak Andersen w wymyślaniu ciekawych i mrożących krew w żyłach historii. Cała ta ich retoryka, oparta na jakichś tam „badaniach”, zwykle przeprowadzanych najczęściej przez katolickie ośrodki w stanach w latach osiemdziesiątych XX wieku, to naukowy fałsz i niczym nieskrępowana, radosna twórczość pseudonaukowców, polegająca tylko na tym, żeby udowodnić za wszelką cenę swoje racje, nie bacząc na dowody. „Zwykły katolik” posiada wdrukowaną wiedzę na poszczególne tematy i słuchając tych panów lub otwierając biblię szuka tylko potwierdzenia posiadanych informacji. Nie dociera do niego prawdziwa treść wypowiedzi i ogrom zbrodni opisanych w piśmie świętym. Nie zastanawia się nad podwójną moralnością tej księgi, jak i podwójną moralnością uzurpujących sobie prawo do bycia bogami biskupów. Wiem, że apelowanie do „prawdziwego katolika” o rozsądek nie przyniesie rezultatów, jednak mam nadzieję, że ci normalni, zdrowo myślący ludzie, chrześcijanie, którym nieobojętny jest los innych wezmą pod rozwagę budowę struktur kościoła wolnego od skostniałego betonu i hipokryzji charakteryzującej dzisiejszy zarząd tej instytucji.

    9 7
  • 16 mar 2015

    Drodzy fanatycy, katotrolle.
    Wasze pozbawione sensu i przepełnione nienawiścią komentarze, opierające się na przeświadczeniu, że jesteście dyskryminowani przez szatańskiego pomiota Michorczyka, uświadomiły mi jedno, że trzeba edukować społeczeństwo i przekazywać prawdę zawsze i wszędzie. Pamiętajcie, PRAWDA Was wyzwoli!
    Piszę to, bo w ogóle, nie spodziewałem się tak głębokiego upośledzenia percepcji, bądź co bądź umiejących czytać i pisać ludzi.
    Nie spodziewałem się takiej wściekłości i oszołomstwa. Wasze posty to jeden wielki bełkot mający na celu odwrócenie uwagi od przewodniego tematu, albo jak to robią Wasi mentorzy, przedstawienie faktów na swój własny sposób, oczywiście niezgodny z rzeczywistością.
    Żaden z Was nie odniósł się do zarzutów, jakie postawiłem w swoich postach i nie interesowała Was ich merytoryczna treść.
    Interesowała Was moja osoba, którą próbowaliście w typowy dla Was sposób deprecjonować.
    Dobrze, że niektórzy z Was odpadli, bo na pewno zrozumieli, że samym tylko jadem i brakiem argumentów nic nie wskórają. Za dużo tutaj myślących ludzi zagląda. Również katolików, którzy potrafią odnieść się do pewnych tematów w normalny, czyli ludzki i cywilizowany sposób. Dziękuję, ze wystawiliście o sobie świadectwo.
    Zarzuty, jakie tutaj padały, a to kopiowanie i wklejanie tekstu, a to przypisywanie mi oraz innym własnych lub demonicznych cech, sprowadzanie tematu na manowce, to tylko świadectwo Waszej mizeroty.
    Detyktywistyczne zabiegi, mające na celu ujawnienie mojej prawdziwej tożsamości, to wszystko śmieszne i dziecinne zachowanie. Brak argumentów, a jedynie odwoływanie się do swoich przeświadczeń o wiedzy, której de facto Wam brakuje, rodzi frustracje, które wyładowujecie trollując na forum.
    Czytając niektóre posty wybuchałem głośnym śmiechem, bo niestety nie biorę sobie do serca Waszych „serdeczności”. Jesteście zabawni ze swoją bezradnością i psedudoerudycją.
    I to jest właśnie powód, że jestem pewien tego, że za 15 do 20 lat ta zbrodnicza instytucja, która się tak panoszy w Polsce, ten najeźdźca i okupant, ci zdrajcy ojczyzny polegną.
    Polegną od tego samego miecza, którym teraz wojują. Teraz są mocni. Naprawdę mocni. Politycznie i finansowo. Prawie doprowadzili do schizmy. Ale ten beton się kruszy.
    Pewnie większość ludzi, tak jak ja chcieliby, żeby kościelni pedofile szli do więzienia, tak jak ich cywilni odpowiednicy, a nie tylko zmieniali parafię. Nie mogę się doczekać, kiedy ci panowie w sukienkach będą równi wobec prawa. Nie mogę się doczekać, kiedy ludzie przejrzą na oczy i zobaczą, że kościołem rządzą ludzie zakłamani, zakochani w mocy pieniądza i władzy, którzy potępiają homoseksualistów i odmawiają im wszelkich praw, wyzywają, wysyłają na leczenie, porównują do zwierząt, a sami oddają się najwymyślniejszym praktykom seksualnym, nierzadko właśnie gejowskim. Doczekam się końca wałów finansowych, wpierniczania się w każdą dziedzinę życia, każdą dziedzinę nauki. Doczekam się społeczeństwa, które nierozumiejąc słowa gender, poszuka wyjaśnienia w książkach, opracowaniach czy internecie, a nie pokornie, zgodnie ze stadnym instynktem, będzie wysłuchiwać definicji i wyjaśnienia zjawiska z ambony. Stamtąd też, opowieści dziwnej treści o in vitro czy tabletce „dzień po”. Stamtąd zaglądania pod kołdrę, do portfela i mojego tyłka. Stygmatyzowania ateistów i inaczej myślących. Doczekam się świeckiego państwa i będę miał satysfakcję z tego, że wszyscy będziemy równo traktowani. Że szkoły państwowe będą laickie i będzie się tam uczyć przedmiotów naukowych, a nie mitologii, że po państwowych przedszkolach nie będą się kręcić zakonnice, że ci ludzie, budowniczy cywilizacji śmierci i cierpienia będą siedzieć tam, gdzie ich miejsce. Doczekam się czasów, kiedy rozliczy się w Polsce Karola Wojtyłę za jego skostniałe i mizoginistyczne rządy, przyjaźń z dyktatorami, pasmo udręk, cierpienia i śmierci, jakie zesłał na świat. Że ludzie nie będą brali za dobrą monetę tego, co oferują im zepsuci do szpiku kości biskupi, że zaczną sami tworzyć kościół i być jego budulcem, podporą i wartością samą w sobie. Niechybnie doczekam się tych czasów. Zauważam, że wiele ludzi ma już dość tego wszystkiego. Dlatego uważam, że to początek końca.
    Pożegnałem się bez żalu z Wami, którzyście tak zostali pokrzywdzeni przeze mnie.
    Dość długo nie miałem dostępu do komputera i po przeczytaniu tego wszystkiego doznałem szoku.
    Powoli rodzi się w mojej głowie kolejny temat, bo doszedłem do wniosku, że papie Wojtyle dam już spokój. Jego wielkość stanie się przyczyną jego upadku, więc niech spoczywa w pokoju.
    Do następnego razu.
    P.S. Strasznie spodobał mi się pomysł jednego z frustratów, który twierdził, że ja i Mysleniczanin007, to jedna osoba i jeszcze bardziej powalił pomysł Mysleniczanina007, że razem jeździmy w czarnej wołdze :)

    9 9
  • 1 mar 2015

    Dzisiaj idę na łatwiznę, otóż publikuję niezwykle trafną krytykę Jana Pawła II i jego pontyfikatu napisaną przez Mariusza Agnosiewicza (nie muszę przedstawiać człowieka). Po co wymyślać coś, co już ktoś zrobił i zrobił to świetnie! Jest to tekst napisany przez niego w 2001 roku, czyli jeszcze za życia Wielkiego Polaka i po jego śmierci. Pierwsza część składa się z 15 pkt, które skróciłem gdzieniegdzie, a druga część to 10 pkt. Miłej lektury. P.S. Jestem właśnie w trakcie opracowywania, jakby trzeciej części, tym razem swojej, którą niebawem zaprezentuję.

    Krytyczne podsumowanie pontyfikatu Jana Pawła II część I
    „…(I)Jan Paweł II popiera, w odróżnieniu od swych poprzedników, rozrost wpływów Opus Dei, półtajnej integrystycznej organizacji wewnątrz Kościoła, bo, jak powiedział po swej podróży do Ameryki: "jedyną organizacją kościelną całkowicie mi wierną jest Opus Dei" (El Pais, 16.08.2001). Dzieło od 1982 r. zorganizowane jest w formie prałatury personalnej, czyli jest taką quasi-diecezją-biskupstwem, lecz bez określonego terytorium. Jest wszędzie i nigdzie. To prezent od naszego Rodaka, który jest ewenementem w Kościele. Wcześniejsi papieże odmawiali tego uprzywilejowania spośród innych organizacji katolickich (biskupi pozbawieni zostali praktycznie władzy nad tą instytucją, która podporządkowana jest bezpośrednio papieżowi).
    Niedługo po śmierci założyciela, „wyniósł go na ołtarze". Beatyfikacja Josemarii Escriva de Balaguer y Albasa nastąpiła już w 17 lat po jego śmierci, jeszcze nikt nigdy nie został tak szybko beatyfikowany, czy ten człowiek wyróżniał się czymś szczególnym? Była to beatyfikacja władzy. "Portret Escrivy, jaki wielu kreśliło za jego życia i po śmierci, mógł budzić wątpliwości, a w każdym razie kazać dłużej się zastanowić kongregacji przeprowadzającej procesy beatyfikacji i kanonizacji. Czasem trwają one całe wieki. Proces beatyfikacyjny założyciela Opus Dei (zmarłego w 1975 r.) był nadzwyczaj krótki: dziesięć lat, co w działalności Kościoła oznacza parę minut. Przeprowadzano go w wielkim pośpiechu, mimo (dość licznych) świadectw, które w innych okolicznościach zainteresowałyby raczej „adwokata diabła" (...) Starzy członkowie Opus Dei (...) opisywali Josemarię Escrivę jako człowieka raczej megalomańskiego, zarozumiałego, łatwo wpadającego w gniew, kłamliwego, antyfeministę, pronazistę i antysemitę. A przede wszystkim związanego niejedną nicią z reżimem frankistowskim. (...) Cud przypisywany Josemarii Escrivie (uzdrowienie kobiety chorej na raka) budził wątpliwości wielu ekspertów". (Bernardo Vali, La Republika).
    „Podczas gdy inni papieże — zwłaszcza Jan XXIII, ale Paweł VI również podchodzili do Opus Dei z ostrożnością i sceptycyzmem, uchylając się od kanonicznego dowartościowywania tego stowarzyszenia, Jan Paweł II zaczął torować mu drogę. Od samego początku swojego pontyfikatu nie ukrywał sympatii dla Opus Dei, wspierał krok po kroku umacnianie się władzy w tej organizacji wewnątrz Kościoła, a teraz dopomógł jej w odniesieniu największego jawnego triumfu" (Matthias Mettner). Jak zauważa Bernardo Vali: "Może tu wchodzić w grę wdzięczność za pomoc uzyskaną w czasie gdy Wojtyła jako metropolita krakowski znajdował się na pierwszej linii walki z panującym jeszcze komunizmem. Prawdziwy monarcha nie zapomina. W homilii wygłoszonej w hołdzie Josemarii Escrivie, „wzorowemu kapłanowi", papież wspomniał (i pośrednio usprawiedliwił) o dobrach materialnych, których Opus Dei nie zaniedbuje, choćby dlatego, że działa wśród możnych i bogatych. Nie ma powodu, by potępiać posiadanie dóbr materialnych, „jeśli używa się ich właściwie, ku chwale Stwórcy i w służbie braciom". Nic nowego w Kościele trwającym od 2000 lat. Należy to do tradycji".
    (II)"Dla katolików chilijskich i dla wielu katolików z całego świata fakt, że papież pojawił się u boku krwawego dyktatora na balkonie pałacu prezydenckiego, pozostaje niezrozumiały i nie do przyjęcia. Papież był bezwzględnie twardy w stosunku do reżimów komunistycznych Europy Wschodniej i bardziej pobłażliwy w stosunku do dyktatur Ameryki Łacińskiej." (watykanista, Marco Politi, Polityka, nr 52/2000)
    Zwalcza teologię wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, czyli tzw. Kościół ubogich, który odżegnuje się od bogatych, a działa w imieniu i na rzecz ubogich. To wskutek interwencji Rzymu zostało wstrzymane działanie programu „Słowo i Życie" Stowarzyszenia Zakonników Ameryki Łacińskiej, którego celem była "alfabetyzacja biblijna" prowadzona z perspektywy ludzi ubogich. Cóż, Kościół nie raz wzbraniał dostępu wiernym do „Pisma Świętego", czy Jan Paweł II zamierza wpisać się w tę tradycję? Karol Wojtyła, jako gorący antykomunista, nie potrafił trzeźwo oceniać faktów — duchowni, którzy stawali w obronie biedoty, byli dla niego marksistami, czyli zwolennikami komunizmu, czyli wrogami. Posądzanie tego ruchu, "w którym wiara i sprawiedliwość społeczna łączą się w jednej gorącej pasji" (Valli, La Republica), o ciągoty marksistowskie, jest jednak niesprawiedliwe. Jak pisze Matthias Mettner: "Jest to zarzut z gruntu fałszywy nie tylko w swej ogólnej formie. Zarzuty o marksizm to oszczerstwo dla Kościoła wyzwolenia, jeśli zważyć najistotniejszą dla niego sprawę - „pierwszoplanowy wybór na rzecz ubogich", jego wiarę, że Bóg jest przede wszystkim po stronie uciemiężonych i objawia się w obliczach ludzi ubogich, podkreślenie „ewangelizacyjnego potencjału", jaki stanowią ubodzy dla Kościoła, profetyczną analizę i obwinienie kapitalistycznego systemu gospodarczego o miliony przypadków śmierci głodowej, o masową nędzę i krzyczącą niesprawiedliwość (...) W okresie posoborowym te siły w Kościele, które się angażowały po stronie sprawiedliwości społecznej i praw człowieka, mogły się powoływać na najwyższy autorytet kościelny. "Uległo to zmianie — ku nieskrywanej radości wojskowych — z chwilą objęcia urzędu przez Jana Pawła II i powołania kardynała Ratzingera na prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Teraz wrogowie społecznie zaangażowanych sił w Kościele sami się powołują na najwyższy urząd nauczycielski Kościoła"
    Warto wspomnieć choćby o sprawie Arnulfa Romero. Przybył on do Watykanu niedługo po obiorze Karola Wojtyły na stanowisko papieża, aby prosić go o pomoc i poparcie, "przybywał z kraju nękanego wojną domową, groziła mu śmierć i bardzo chciał wytłumaczyć Karolowi Wojtyle wybranemu na papieża pół roku wcześniej, że reżim salwadorski ponosi winę za wiele krzywd i zbrodni, między innymi za zamordowanie księdza Octavia Ortiza. „Zabili go mówiąc, że jest partyzantem" — wyjaśniał Romero papieżowi owego dnia i pokazał mu zdjęcie zamordowanego kapłana. Odpowiedź była sucha: „A może nim był?" Romero przyniósł grubą teczkę materiałów na ten temat. Ale Wojtyła go powstrzymał: „Nie mam czasu na czytanie tylu papierów". Zachęcił Romero przede wszystkim, by utrzymywał on lepsze stosunki z oligarchicznym rządem (na żołdzie „14 rodzin"). A Romero przybył, by ujawnić jego nieprawości." (Valli, La Republica, 13 maja 2001: Kto rządzi za Spiżową Bramą). Rok później Romero zginął od salwy karabinu maszynowego w czasie mszy, trzymając uniesioną hostię… Zabili go ci, z którymi Karol Wojtyła nakazał bratanie. W Salwadorze oraz wśród zwolenników teologii wyzwolenia na całym świecie uznawany jest de facto za świętego męczennika. Mimo tego Watykan czynił nieskończone przeszkody aby nie stał się on świętym. Papież nie wyraził słowa skruchy, bowiem zależało mu przede wszystkim aby "wyrwać z korzeniami „teologię wyzwolenia", która była inspiracją dla znacznej części kleru w Ameryce Łacińskiej i widział w Oscarze Arnulfo Romero wyraziciela tej tendencji skażonej, według niego, marksizmem. Papież opierał się na własnych przekonaniach (a także uprzedzeniach) i informacjach przekazywanych mu przez watykańską biurokrację." (Valli). Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1994 r. W międzyczasie zdążono wyświęcić założyciela Opus Dei. Kościół latynoamerykański odbiera to bardzo żywo, "rana spowodowana przez sprawę Romero jest głęboka, bolesna i jeszcze nie zabliźniona" (Valli)
    Jan Paweł II rozbija obóz teologii wyzwolenia przede wszystkim obsadzając odchodzących biskupów powolnymi sobie (Opus Dei), potępiającymi poglądy większości latynoamerykańskiego Kościoła, tym samym "niweczy jedność całego kontynentu realizowaną przez siebie polityką nominacji" (Rik Deville, „Ostatnia dyktatura…"). Dziś, z dłuższej perspektywy czasu, nawet katolicy przyznają, że papież się pomylił, że uczynił o jeden krok za daleko w swym antykomunistycznym zapale. Jak pisze Agnieszka Zakrzewicz na łamach Polityki (nr 52/2000): "Nie zrozumiał w porę, że iberoamerykańska utopia komunistyczna nie ma nic wspólnego z reżimami bloku komunistycznego, że jest również głosem zniewolonych mas, które tam walczyły z dyktaturami prawicowymi. Dzisiaj, kiedy wspólnoty ewangeliczno- rewolucyjne nie są już tak silne i przede wszystkim uzbrojone, nie tylko papież, ale i biskupi latynoamerykańscy zdają sobie sprawę, że w teologii wyzwolenia było przysłowiowe ziarno prawdy".
    Uświęcił huczne obchody „500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej", kiedy postępowe środowiska katolickie domagały się aby papiestwo wykorzystało tę rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian (zob. np. akt końcowy Trzeciej Europejskiej Konferencji na Rzecz Praw Człowieka w Kościele pkt 7 z 12 stycznia 1992, Chur). Czy nie jest dowodem cynizmu papieża jego wypowiedź podczas otwarcia Latarni Kolumba na Santo Domingo (w kształcie olbrzymiego krzyża) w 500-lecie ewangelizacji Ameryki Łacińskiej: "Zgromadziliśmy się przed latarnią Kolumba, która swą formą krzyża ma symbolizować krzyż Chrystusa wbity w tę ziemię w 1492 roku. W ten sposób chciano zarazem uczcić wielkiego admirała, który dał pisemny wyraz swojej woli: "Ustawiajcie krzyże na wszystkich drogach i traktach, żeby im Bóg pobłogosławił (...świętym mieczem najeźdźców-eksterminatorów — przyp.)" (...) Tak rozpoczęła się siejba cennego daru wiary". A jak się zakończyła — wszyscy wiemy.
    Niektórzy pasterze kościoła zdobyli się na wyznanie prawdy o owej „siejbie cennego daru wiary", np. Biskup Xingu (Brazylia) Erwin Kräutler, jak podawała Katolicka Agencja Informacyjna z 6 marca 1991 r., powiedział, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej, "w europejskim stroju, bez respektu dla indiańskich kultur", i stał się współwinny "największej masakrze w dziejach ludzkości", zaś jego misjonarze potępili wszelkie uczucia religijne Indian jako "pochodzące od szatana". W przejmującej relacji naocznego świadka tych wydarzeń B. de Las Casas (1474 — 1566) czytamy wiele o dokonaniach chrześcijańskich misjonarzy, którzy gorliwie nieśli krzyż Chrystusa przez morze, aby go głęboko wbić w tę pogańską ziemię, m.in. pisze Las Casas: „Robili oni też szerokie szubienice, takie że stopy prawie dotykały ziemi, na każdej z tych szubienic wieszali na cześć i chwałę Zbawiciela i dwunastu apostołów po trzynastu Indian, potem podkładali drewno, rozniecali ogień i palili wszystkich żywcem". Rok później Jan Paweł II przemawiając na tym kontynencie skwapliwie przemilczał tę okrutną prawdę.
    Słusznie więc w odpowiedzi na te kościelne obchody y 1992 r. pewna Indianka powiedziała, że od czasów Kolumba zaczął się "proces eksterminacji, który nigdy nie ustał", a rok 1992 nie jest żadnym powodem do świętowania, gdyż "Holocaustu popełnionego na Żydach też się przecież nie celebruje, tylko oddaje cześć pamięci ofiar ludobójstwa".
    (IV)Jest niezdolny do kontynuowania kursu Jana XXIII — najwybitniejszego papieża XX wieku — głębokich zmian w Kościele związanych z Vaticanum II. Jak zauważa brytyjski The Economist, "zamiast kontynuować tę ryzykowną drogę, papież Jan Paweł II postanowił ograniczyć to w dużej mierze". Podobnie uważa Bernardo Valli na łamach La Republica: „Jan Paweł II stara się powstrzymać nurty soborowe, które mogłyby obalić hierarchię Kościoła katolickiego". I Gazeta Wyborcza: „Jest obecnie tajemnicą poliszynela, że przy wszystkich swoich zasługach Jan Paweł II zahamował przeobrażenia współczesnego katolicyzmu" (13.10.1992 r.).
    Jak pisze jeden z katolickich teologów: "Papa Wojtyła nie pomija żadnej okazji do wykonywania swego urzędu nauczycielskiego, żeby przywrócić ortodoksyjną tradycję. Czystki w elitarnych kadrach, jakie po cichu przeprowadza, są przykładem tych zamiarów. Kto jest powoływany przez Jana Pawła II w szeregi księstwa Kościoła, zawdzięcza ten honor mniej Duchowi Świętemu, a raczej swej własnej nieskazitelnej wierności papieżowi".
    (V)Ekumenizm jest niekonsekwentny, o czym świadczy wydany niedawno akt Dominus Jesus, którego wymiernym skutkiem jest np. gwałtowne pogorszenie stosunków z hinduizmem (do tej pory stosunki te były pozytywne). Spotkał się on z gwałtownym protestem przedstawicieli większości Kościołów, czemu nie można się dziwić, gdyż nie można mówić o ekumenizmie, kiedy wydaje się jednocześnie akty utrzymujące, że Kościół katolicki stoi ponad wszystkimi innymi. Jak stwierdził abp Abel, ordynariusz prawosławnej diecezji leubelsko-chełmskiej: "Takie sformułowania eklezjologiczne przekreślają dorobek dialogu międzykonfesyjnego, a uwypuklenie roli prymatu papieża zakwestionowało znaczenie soborowości w życiu Kościoła. Dlatego też z niecierpliwością czekam na oficjalne stanowisko co do rzymskokatolickiego rozumienia pojęcia ekumenizmu. Wyznam, że bardzo obawiam się odpowiedzi, iż tak naprawdę idzie o to, aby (zgodnie z prezentowaną w Deklaracji eklezjologią) wszystkie Kościoły chrześcijańskie doprowadzić do jedności z Biskupem Rzymu… Niedobrze się stało, że Deklarację wydano w dobie, gdy dialog ekumeniczny przeżywa kryzys..." (Polityka, 2 VI 2001).
    Dobre stosunki z anglikanami zaprzepaściła reakcja papieża na wprowadzenie kapłaństwa kobiet w tamtejszym Kościele. Z tym odłamem chrześcijaństwa, który najmniej ma różnic dogmatycznych stosunki układają się najgorzej. Kościół prawosławny oskarża katolików o gwałtowny prozelityzm wśród wyznawców prawosławia. Pomimo, że u nas uważa się, że jest to zarzut z gruntu fałszywy, inaczej oceniają to media zagraniczne: "Wschodnie Kościoły chrześcijańskie poczuły się dotknięte, i nie bez powodu, ze względu na podejmowane przez Rzym próby prozelityzmu w Rosji, czyli wyjątkową krucjatę tego polskiego papieża" (The Economist). Niekorzystnie na stosunki watykańsko-żydowskie wpłynęła niedawna beatyfikacja Piusa IX, który był „aktywnym antysemitą" (np. słynny casus porwania dziecka żydowskiego, które wychował na katolickiego księdza), który Żydów nazwał "psami". Przeprosiny z ubiegłego roku za antysemityzm zostały odebrane przez środowiska żydowskie na ogół jako nieszczere i dwuznaczne. Nawet z protestantami, z którymi relacje są względnie dobre nie obywa się bez zgrzytów. Jan Paweł II wyraża swoje potępienie kapłaństwa kobiet oraz liberalnej teologii, kilka miesięcy temu skrytykował ponadto praktykę ekumenicznej „interkomunii", czyli udziału katolików w protestanckiej "wspólnocie stołu" i przyjmowanie przez protestantów katolickiej komunii (GW 14.03.01.). Z drugiej jednak strony, w Internecie najwyraźniej widać spór katolicko-protestancki. To witryny protestanckie zieją największą nienawiścią do Kościoła katolickiego, który nazywają bestią Apokalipsy lub wielką ladacznicą, zaś papieża mianują Antychrystem lub satanistą.
    Jak podsumowuje The Economist: "...ekumenizm ucierpiał w wyniku położenia nacisku na autorytet papieża. Wysiłki zmierzające do zajęcia przyjaznej postawy wobec innych Kościołów i religii stały się w ten sposób odległym marzeniem". Jako ciekawostkę można podać pokazowy „ekumenizm" nadwiślański w czasie pielgrzymki w czerwcu 1999. Otóż zamyślono w jednej z miejscowości (Drohiczynie) urządzić ekumeniczną mszę, w której wzięli udział m.in. prawosławny arcybiskup Sawa i ewangelicki biskup Jan Szarek. Usadzono ich na krzesłach, papież siedział na olbrzymim (dwumetrowym) tronie, z którego to nawoływał do jedności chrześcijan. Wiadomo, ekumenizm ekumenizmem, ale każdy musi znać swoje miejsca.
    Ten ostrożny „ekumenizm" wskazuje na jego rzeczywisty podtekst: cele taktyczne zawierania sojuszy dla walki z większym wrogiem. Dziś bowiem to nie konkurencyjne religie są głównym wrogiem Kościoła, lecz laicyzm, sekularyzacja, ateizacja społeczeństw skorelowana z dobrobytem. To zresztą wynikało implicite z niejednej papieskiej wypowiedzi związanej z pojednaniem międzyreligijnym. Jeden z niepokornych profesorów teologii katolickiej, Horst Herrman, zauważa: „Dzień, w którym 'religie świata' przymierzą się przeciwko 'bezbożności', nie może być odległy. Interesy wszystkich pasterzy są takie same. Wojtyła od dawna przygotowuje się na ten przełom. Unika na przykład wszystkiego co by zbyt mocno szokowało 'braci odłączonych'. Traktuje ich jako przyszłych sojuszników. Podpowiada im najnowsze standardy wypowiadania się: 'dialog, pokój, pojednanie'. Wraz z nimi ogłasza świeckość naszych czasów za wspólnego wroga. (...) Książęta Kościoła, którzy niczego nie boją się tak jak oświecenia ludzkości co do własnej rzeczywistości, mają słuszne powody do zadowolenia z tych pomagierów, działających po linii Wojtyły."
    (VI)Jan Paweł II nie tylko nie zdobył się na decentralizację władzy kościelnej, lecz robił wszystko aby umacniać centralizm i absolutyzm. Ogłosił na przykład, że przepisy kanoniczne są rozkazami Boga. Częstokroć wzmacniał tradycję zrównywania papieskich decyzji z mocą samej Biblii. Tak uczynił 12 listopada 1988, kiedy w czasie kongresu dotyczącego teologii etycznej Opus Dei, ogłosił, że poglądy etyczne zawarte w encyklice Humanae vitae staną się od tej chwili częścią doktryny katolickiej. Etyka encykliki została zrównana z takimi naukami Biblii jak zmartwychwstanie czy odkupieńcza śmierć Jezusa. Papież uczynił to prawdopodobnie w odpowiedzi na słaby stopień akceptacji względem niektórych rozwiązań przyjętych w encyklice. Aby uzmysłowić sobie jak blado wypada w tej kwestii Jan Paweł II wystarczy przypomnieć sobie jego poprzednika, Jana XXIII, który zawsze był przeciwny najwyższej mocy papieskich rozporządzeń, który mówił, że nigdy nie będzie przemawiać ex cathedra chcąc w ten sposób osłabić dogmat o nieomylności papieskiej. W przeciwieństwie do tego rzeczywiście wielkiego papieża, Jan Paweł II wprowadził wewnętrzną cenzurę w Kościele (w Instrukcjach dotyczących pewnych aspektów wykorzystywania społecznych środków przekazu, z 30 marca 1992 r.). Odtąd wszyscy kapłani i zakonnicy obowiązani są przedstawiać do wcześniejszego sprawdzenia specjalnej "komisji do spraw wiary" przy episkopatach krajowych książki i publikacje, które zamierzają wydać. Taka pozycja jest badana i jeśli uzyska zgodę na publikację zawiera specjalną adnotację "za zgodą Kościoła". "Pisarze i wydawcy katoliccy, którzy naruszą te instrukcje, narażą się oprócz upomnienia, na surowe sankcje". Ostatnio podjął pewne kroki w celu demokratyzacji podejmowania decyzji w Kościele, jednak należy to uznać za gesty znad trumny, gesty człowieka, który sam nie chciał wyrzec się władzy przez cały okres swego pontyfikatu, zaś obecnie podejmuje decyzje dla swego następcy, aby zatrzeć lub rozmazać niekorzystną linię swej dotychczasowej polityki. Jak powiadają krytycy poczynań obecnego papieża, ostatnia nadzieja na demokratyzację władzy kościelnej w europejskich Kościołach katolickich zniknęła po zakończeniu 23. konferencji episkopatów Europy po Ural, 14 grudnia 1991 r., kiedy to z inicjatywy papieża zniesiono m.in. Radę Europejskich Konferencji Episkopatów, która zastąpiona została nową „radą" w której wszelka władza należała do papieża. Działania centralistyczne umocniło wydanie nowego Katechizmu powszechnego, "niepotrzebnego nikomu" (Deville). Nowy kodeks traktuje niekaceptowanie niektórych nauk papieskich jako przestępstwo (kanon 1371, nr 1). Jak wskazuje Bernhard Häring: „Ten punkt został wprowadzony do kodeksu w ostatniej chwili na życzenie papieża, bez żadnej konsultacji z międzynarodową komisją, która opracowała nowy kodeks". W związku z papieską polityką personalną, służącą na ogół wyciszaniu dyskusji i rozszerzaniu wpływów konserwatystów, stawiano jeszcze jeden zarzut: nepotyzm. Herrmann pisze: „Również pod rządami Jana Pawła II znajdujemy zaczątki nowego nepotyzmu. Sporą wrzawę podniósł na przykład 'skandal z Macharskim'. Podczas gdy Eugenio Pacelli, późniejszy Pius XII, musiał czekać i modlić się przez dwanaście lat, zanim udał mu się skok ze zwykłego biskupa na kardynała, Angelo Roncalli, późniejszy Jan XXIII (junior) nawet dziewiętnaście lat, Giovanni Montini (Paweł VI) dziewięć lat, a sam Wojtyła takoż dziewięć, następca Wojtyły w Krakowie, Franciszek Macharski, pobił wszelkie rekordy: pod koniec października 1978 roku był jeszcze zwykłym księdzem, na koniec grudnia już arcybiskupem, a w czerwcu następnego roku kardynałem."
    Kiedy na początku lat 90. w diecezji Chur-Zurych w Szwajcarii papież mianował niechcianego przez ok. 80% wiernych oraz cały episkopat szwajcarski biskupa pochodzącego z Opus Dei, Wolfganga Haasa, wezwał wszystkich do posłuszeństwa, zlekceważył opinię ludzi, którzy mieli inne koncepcje niż opusdeista na sprawy wyznawania wiary i sposób jej wyrażania. Swoją przemowę do nieposłusznych szwajcarów papież zakończył słowami: "Ten, kto wypiera się biskupa, wypiera się Boga". Ten przykład unaocznia nam istotną potrzebę demokratyzacji struktur Kościoła.
    Coraz głośniejsze są głosy, aby w związku z tym postulatem dopuścić do kapłaństwa kobiety i wydaje się to nieuniknione. Nie w tym jednak pontyfikacie. Bunt teologów jest znaczny. Tłumienie dysput teologicznych przez Jana Pawła II oraz polityka personalna skłoniły w roku 1989 163 teologów z niemieckiego obszaru językowego oraz Beneluksu do ogłoszenia deklaracji kolońskiej „Przeciwko ubezwłasnowolnieniu w Kościele". Manifestowano to podczas ostatniego kongresu teologicznego (Stowarzyszenia Teologów Jana XXIII) w Madrycie, w którym uczestniczyło ponad 1200 katolickich myślicieli. Jego przesłanie brzmi: "Jest koniecznością położenie kresu tej dyskryminacji". Zarzuca się obecnemu papieżowi: "Jan Paweł II oświadczył wręcz, że nie można pozwolić na udział kobiet w kapłaństwie i nie będzie mógł zmienić tego żaden następny papież. Jest to oświadczenie naiwne". — oświadczyli teologowie. (zob. Daleko od Rzymu, Forum 23-30 IX 2001)
    (VII)Zakazuje antykoncepcji, odżegnując się tym samym od kierunku zmian zamierzonych przez Jana Pawła I. Jak podaje tygodnik The Economist z 27 stycznia b.r.: "Przeprowadzony w 1999 roku przez Gallupa sondaż wśród katolików amerykańskich wykazał, że 80 procent świeckich i około 50 procent duchownych akceptuje sztuczną antykoncepcję (...) Podobne dane można uzyskać w całym rozwiniętym świecie. W dziedzinie polityki zagranicznej sprawy kontroli urodzeń niezmiennie zapewniają Kościołowi miano siły nieodpowiedzialnej i obstrukcyjnej w każdej dyskusji nad przeludnieniem, ubóstwem, a przede wszystkim walką z AIDS". Mówił o tym m.in. Peter Piot, dyrektor ONZ-owskiego programu walki z AIDS (UNAIDS) w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Frankfurter Rundschau": zakaz Kościoła stosowania prezerwatyw jest "poważnym błędem, który kosztuje ludzkie życie (...) Nie domagamy się od Kościoła, aby popierał prezerwatywy, lecz by jedynie zrezygnował z zakazu ich używania" [PAP, 30 VI 2001]. Pewien młody ksiądz po wysłuchaniu papieskiego wezwania do wszystkich aptekarzy świata w 1991 r. o nie sprzedawanie środków antykoncepcyjnych skwitował to krótko: „Papież żyje na księżycu".
    Papieska tuba ds. rodziny, kierownik Papieskiego Instytutu ds. Małżeństwa i Rodziny, Carlo Caffara, przekłada więc papieskie nauki na konkretne wskazania: jeśli zainfekowany (wirusem HIV) małżonek nie jest w stanie zachować dożywotniej „pełnej wstrzemięźliwości", lepiej będzie jeśli zainfekuje swą żonę, niżby miał stosować prezerwatywy, albowiem uszanowanie wartości duchowych, takich jak sakrament małżeństwa, należy przedłożyć nad dobro życia".
    (VIII)Zakazuje aborcji. Jak mówi ojciec Theo Koster, holenderski dominikanin, "Aborcja to wielki problem. Też jestem przeciwko aborcji. Bóg chciał, żeby człowiek żył. Ale kiedy widzę ludzi przychodzących do mnie ze swoimi olbrzymimi problemami, to wiem, że sprzeciwiając się aborcji byłbym przeciwko tym ludziom. Niestety, dla papieża mówienie o takich niuansach jest niemożliwe. U nas w Holandii, mimo że aborcja jest legalna, mamy jeden z najniższych na świecie wskaźnik zabiegów. Więcej jest w katolickiej Polsce i Hiszpanii. Nasz rząd próbował rozmawiać o tym z Rzymem, ale to nie działa, bo papież mówi 'nie' i koniec" (Fronda, marzec 1998). Biskupów, którzy mają inne zdanie, potępia.
    Papieski sprzeciw wobec aborcji jest skrajnie radykalny. Potępia aborcję nawet wtedy, kiedy płód jest uszkodzony: to eugenika — grzmi Papież: "Jest to wówczas aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów 'terapeutycznych': mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę." Podobny stosunek ma do aborcji w przypadku ciąży będącej wynikiem gwałtu. Głośny był list Papieża z roku 1993, jaki wystosował do arcybiskupa Sarajewa Vinko Puljicia, który w świecie został odebrany jako apel do zgwałconych kobiet hercegowińskich, aby nie poddawały się aborcji. Radził, by wspólnota zaangażowała się w pomoc zgwałconym kobietom, aby akt przemocy zamienić w "akt miłości i otwarcia na nowe życie".
    (IX)Utrzymuje fikcję celibatu duchowieństwa. Problem z celibatem w Kościele powoduje, że w rozwiniętych krajach coraz trudniej o księży (nie zauważa się podobnej tendencji u nas). Jan Paweł II nie dość, że nie złagodził wymogów celibatowych to dodatkowo je zaostrzył. Jego poprzednik Paweł VI "niemal z reguły załatwiał pozytywnie prośby księży o zwolnienie ich ze ślubowania czystości i wyrażenie zgody na zawarcie związku małżeńskiego … Jan Paweł II z reguły … prośby takie odrzuca" (Z. Morawski). Z jednej strony powoduje to fikcję czystości księży, z drugiej zaś rodzi wiele kłopotów i zniechęca normalnych ludzi do posługi kapłańskiej. Istnieje de facto ok. 10.000 żonatych księży katolickich, którzy nie są pozbawiani uprawnień kapłańskich, ze względu na brak zastępców dla ich parafii (dane z 1986 r.). Na tle sporów o celibat groziła Kościołowi schizma Kościoła holenderskiego, którego episkopat w 1972 opowiedział się niemal jednogłośnie za zniesieniem celibatu duchownych (poza tym postulował subsydiarność i demokratyzację struktur). Zapalna sytuacja w stosunkach Amsterdamu i Rzymu przetrwała do pontyfikatu Jana Pawła II, który rozwiązał ten problem w ten sposób, że mianował powolnych sobie biskupów i innych księży. Czy on ten problem rozwiązał, czy też odłożył ? "Watykan z daleka i z bliska" — Zdzisław Morawski — Książka i Wiedza 1987.
    Były akredytowany dziennikarz PRL w Watykanie; Strony: 71-72; Strony: 71-72 W Niemczech jest podobnie, jak pisała o tym Gazeta Wyborcza (14.03.01.): "Liberalny nurt w Kościele niemieckim — zarówno wśród kleru, jak i świeckich — od lat domaga się zniesienia celibatu i udzielenia święceń żonatym". Podobne tendencje wśród katolickiego kleru występują we wszystkich wysokorozwiniętych krajach zachodnich.
    (X)Nie potrafi „unowocześnić" teologii Kościoła, przez co jest ona nie do zaakceptowania dla ludzi myślących, na których najwyraźniej Kościołowi nie zależy, gdyż swoją ewangelizację opiera na medialnych tournee i ekstatycznych uniesieniach opartych na charyzmacie papieża. Jak pisze prof. Herrmann, Wojtyła "pielęgnuje swój stary obraz świata, zna królestwo zła i dobra, specjalizuje się w tym przywileju swego urzędu, jaki pozycja zwierzchnika pozwala zrealizować w sposób najmniej skomplikowany, i oddaje się duszpastersko-politycznym podróżom. Jest to sprytnie pomyślane: wśród milionów utrzymuje się wrażenie, że ten papież coś czyni, coś w ogóle znacząco nowego. I to wrażenie zamazuje wręcz rzeczywistość: dokładnie ujmując, nie dzieje się nic; Kościół wlecze się jak zwykle w ogonie. Ale Wojtyła ma rozrywkę i jego zwolennicy bawią się świetnie: papieskie wycieczki się opłacają. (...) Z wizyt Wojtyły ciągnie zyski parę innych osób, najmniej zaś odwiedzana owczarnia. Została ona w Kościele w zupełności sfunkcjonalizowana. Owieczki stanowią sztafarz sterowanej euforii." Jednym z większych absurdów tych wypraw jest ich finansowanie z pieniędzy publicznych, a nie ze środków kościelnych, nawet w biednych państwa, uwagi te Herrmann odnosi przede wszystkim do Polski: "Wszystkie wizyty, według własnych słów jedynie z kościelnych powodów przylatującego papieża, są finansowane w przeważającej części ze źródeł pozakościelnych. Tymczasem 'zchomeinizowana' Polska, kraj, który żyje z zagranicznych kredytów i którego przedszkola, domy starców i szpitale znajdują się pożałowania godnym stanie, obciążył w roku 1991 kasę państwową około 50 milionami marek z powodu wizyty Wojtyły." Dlaczego Jan Paweł II nie protestował przeciwko takim wydatkom na swoje podróże, wiedząc, że tak duże w Polsce są potrzeby socjalne najuboższych?
    Jednocześnie podtrzymuje najbardziej wsteczne i quasimagiczne praktyki rodem ze średniowiecza, np. egzorcyzmy, czyli wypędzanie diabła za pomocą świętych słów. W wywiadzie dla włoskiego czasopisma Oggi z 1 czerwca 1992 ojciec Amorth podaje, że nawet sam Jan Paweł II jest aktywnym egzorcystą (np. w roku 1984 papież dwa razy „wypędzał diabła").
    Masowo produkuje nowych świętych. Liczby mówią same za siebie: w latach 1000-1980 kanonizowano ok. 420 osób, Jan Paweł II w czasie 20 lat swojego pontyfikatu kanonizował ok. 480 osób! Naświęcił więcej niż wszyscy pozostali papieże razem wzięci, w dwie dekady dokonał tego czego nie dokonali inni w tysiąc lat… Zaiste wielki! Aby było łatwiej (świętym lub ich promotorom) uprościł procedurę kanonizacyjną: obniżył m.in. wymagania dla błogosławionych, którym odtąd wystarczy jeden cud, zamiast dotychczasowych dwóch. Ponadto skrócił wymagany dotąd 5-cio letni minimalny okres między śmiercią kandydata, a rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego (na czym skorzystała np. Matka Teresa, która zmarła w 1997, a jej beatyfikację rozpoczęto 15.08.2001.). W tej sytuacji słowa popularnej piosenki Taki mały taki duży może świętym być... nabierają nowego groteskowego wymiaru.
    (XII)Wyświęcił takich ludzi jak:
    Pius IX — który "jest dla większości historyków symbolem czarnego wstecznictwa. Jako ostatni władca państwa kościelnego zapisał się okrucieństwem; jako następca św. Piotra odgrodził Kościół od zmieniającego się świata; jako katolik sprzyjał przymusowemu nawracaniu Żydów" (Wprost), kiedy odbił swoje ziemie po buncie ludowym i proklamowaniu republiki, srogo się zemścił na „buntownikach": "Ścinano i rozstrzeliwano pojmanych patriotów. Prośby o ułaskawienie odrzucał, powtarzając osławione "nie możemy i nie chcemy"", wydał encyklikę w której potępiał postęp, liberalizm i nowoczesną cywilizację, to on ogłosił, że papież jest nieomylny (kiedy odprawiano mszę na której proklamował tę nowoobjawioną mądrość kościelną zdarzyło się coś zastanawiającego: w Bazylikę Św. Piotra uderzył piorun). "Beatyfikację Piusa IX ostro skrytykowali włoscy liberałowie i republikanie. W miejscach straceń patriotów odbyły się manifestacje. Pomniki Garibaldiego i Mazziniego udekorowano czarnymi wstążkami. Na murach, pod którymi rozstrzeliwano patriotów, wywieszono też transparenty z napisami: „Dzieło błogosławionego Piusa". Nawet żarliwi katolicy twierdzili, że beatyfikacja Piusa IX jest dla nich niezrozumiała: „Sądziłem, że wygłaszając 'mea culpa' za grzechy Kościoła, Jan Paweł II przepraszał głównie za grzechy Piusa IX" — powiedział watykanolog Vittorio Messori" (Wprost) Okazuje się jednak, że za Piusa nie przepraszał, utrzymuje bowiem, wbrew powszechnej opinii, że był wielce świątobliwym mężem.
    Josemaria Escriva — założyciel integrystycznej organizacji Opus Dei, nie miał predyspozycji charakterologicznych do świętości
    Alojzije Stepinac — chorwacki kardynał, hitlerowski kolaborant. Arcybiskup Stepinac przez cztery lata masakr współpracował z ustaszami (zob. więcej). Po wojnie został skazany na 16 lat więzienia za popieranie ustaszowskiego ludobójstwa i udział w spisku antypaństwowym. Wyszedł na wolność po 5 latach. Został następnie mianowany przez papieża kardynałem. Jan Paweł II, papież-antykomunista, w dwudziestolecie swego pontyfikatu wyświęcił kardynała-faszystę, uczynił zeń chorwackiego patriotę i męczennika komunistycznego dyktatu. Kościół zatroszczył się o ty, by wybielić wizerunek Stepinaca. W Encyklopedii PWN możemy dziś przeczytać, że "protestował jednak przeciwko prowadzonej przez ustaszy polityce eksterminacji Serbów, Żydów i Cyganów oraz organizował pomoc dla prześladowanych". Na długoletnie więzienie został więc skazany ot tak, za nic, aby mógł zostać męczennikiem...
    (XIII)Doprowadził do granic absurdu kult bogini Maryi. Mynarek nazywa go maryjnym papieżem. Kult ten nie tylko nie ma oparcia w Biblii, ale jawnie jej przeczy (Jezus uważał Maryję za grzesznicę). 24 marca 1984 r. Jan Paweł II klęczał przed figurką Maryi. W obliczu milionów zawierzył ...całą planetę Niepokalanemu Sercu Maryi, podkreślał jednocześnie, że jej władza jest podobna do władzy papieża w tym, że rozciąga się do wszystkich krańców wszechświata, jak podsumowuje to H. Mynarek: "Jedynie papież mógł zrobić coś równie komicznego — albo tak zdumiewająco bezsensownego"
    (XIV)Rozniecił z nową siłą gorszący kult zdrajcy św. Stanisława. Czczony jest on jako patron Polski, podczas gdy właśnie Polskę zdradził (o czym pisał m.in. Gall Anonim).
    (XV)Nie protestuje przeciwko rozniecaniu wokół jego osoby bałwochwalczego kultu (O. Stanisław Musiał, jezuita, zapytany o polską pomnikomanię papieską, odparł: "To mnie też przeraża"), nazywaniem go Ojcem Świętym, Świątobliwością itp. podczas gdy Jezus, który ma być jakoby założycielem chrześcijańskiego Kościoła, tego surowo zabraniał: "Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec, Ten jest w niebie" (Mt 23, 9). Każdy normalny zwrot w mediach odnośnie osoby Jana Pawła II, typu: Karol Wojtyła, przywódca Kościoła katolickiego (co na zachodzie jest zwyczajem), u nas traktowany jest jako afront wobec papieża, narodu, Boga i w ogóle wszystkich świętych. Każda próba analizy tego pontyfikatu bez zbędnego bałwochwalstwa, poddawana jest krytyce i anatemom. Tytułem przykładu można podać przypadek szefa Wiadomości TVP, Piotra Sławińskiego, który w wewnętrznym (nie publicznym!) piśmie odważył się nazwać Karola Wojtyłę — „Karolem Wojtyłą" oraz „liderem Państwa Watykańskiego". Z tej wewnętrznej wzmianki w ciągu kilku dni wynikła wielka afera. Prymas Glemp i reszta hierarchów strasznie się rozsierdzili na profanatora świętości, nie pomogło ukaranie go grzywną oraz jego skrucha — domagano się dymisji Sławińskiego, jako człowieka „niekompetentnego". Nawet w Gazecie Wyborczej ukazały się głosy oburzenia. Oto pani Agnieszka Kublik pisze: „Nazwanie papieża Jana Pawła II p. Karolem Wojtyła to po prostu grubiaństwo". Podobny jazgot i nagonkę rozpętano po projekcji filmu produkcji amerykańskiej o pontyfikacie naszego rodaka. W filmie przedstawiono go jako wielkiego człowieka i wielkiego papieża. Niestety, film nie był kręcony na kolanach… Znów domagano się głów. Księżyna, odpowiedzialny za dopuszczenie tego obrazu, wyraził publiczną skruchę i się pokajał. Po jakimś czasie wszystkim przeszło. Inny przykład — publikacja książkowa. Marco Politi i Carl Bernstein napisali wiarygodny i powszechnie na zachodzie uznany za prawdę dokument pt. Jego Świątobliwość. Książkę przetłumaczono na wiele języków, ktoś podjął decyzję o przetłumaczeniu na polski. Ci co za komuny walczyli o wolność wypowiedzi nie potrafili jednak być konsekwentni. Książka ukazała się w wersji ocenzurowanej. Sprawa znalazła się w sądzie, cenzorzy przegrali. Niektórym jednak nawet aktualny poziom bałwochwalstwa wydaje się za mało pobożny. Na jednej z pielgrzymek wierni z Polski trzymali olbrzymi transparent: "Tatusiu Św. — kochamy Cię". To nie jest grzech, o tatusiach Jezus nie wspominał. Sugeruję więc, w celu większego szacunku dla swego Pisma Św. oficjalny tytuł (bezmyślnie powtarzany przez wszystkich polskich dziennikarzy) Ojciec Święty zastąpić formułą mniej grzeszną — Tatuś Święty.
    Nie wszędzie kwitnie kult Papieża-Polaka…
    Jako podsumowanie całego szkicu niechaj posłuży kilka zebranych wypowiedzi dających obraz tego jako postrzegany jest obecny pontyfikat na świecie:
    Holandia"Jan Paweł II jest mężczyzną, Polakiem i pewnych spraw nie rozumie. Papież powinien zdawać sobie sprawę, że seksualność dla zachodnich społeczeństw pełni olbrzymią rolę, nie może mówić, że to nie jest ważne, że są ważniejsze sprawy. Rzym nie daje dobrychargumentów, gdyż ludzie ich nie rozumieją. Kiedy twoje argumenty są niezrozumiane, trzeba je zmienić. Holendrzy odnoszą wrażenie, że ten papież za dużo mówi o seksie i nie chcą go słuchać, nawet kiedy naucza pięknie o sprawach społecznych, gdyż są zrażeni przez sprawy seksu." [o. Theo Koster OP, holenderski dominikanin (Fronda, marzec 1998)]
    Niemcy"Jeden z moich niemieckich współbraci powiedział mi, że gdyby wśród niemieckiego duchowieństwa przeprowadzić ankietę, to papieża poparłaby tylko jedna trzecia kapłanów" [ksiądz Stanisław Musiał, jezuita, 1999]. Wśród społeczeństwa niemieckiego uznanie dla papieża wygląda jeszcze bardziej licho: „Podczas gdy w roku 1980 jeszcze 64 procent Niemców w RFN uznawało urzędującego papieża za 'dobrego', a nawet 'znakomitego', to dziewięć lat później wyrażało taki osąd jedynie 29 procent". Nie może się więc wydawać dziwne to, że "Papież wyraził ubolewanie z powodu niewłaściwych tendencji w niemieckim Kościele katolickim." [GW, 14.03.01.]
    Kanada"U nas to nie jest postać ani popularna, ani szczególnie szanowana. Krytykują go publicznie nawet księża i biskupi. Oskarżają go o ciasny dogmatyzm i oderwanie od rzeczywistości, które tylko pogłębia obecny kryzys Kościoła". (Real Murray, 2001)
    Wielka Brytania"Pontyfikat Jana Pawła II rozczarowuje. Mocny i charyzmatyczny papież, idealistyczny i inspirujący, jeden z najmądrzejszych ludzi, jacy kiedykolwiek zajmowali to stanowisko, wykorzystał swoją siłę głównie do wzmocnienia najbardziej konserwatywnych tendencji w Kościele. (...) Kościół oczekuje obecnie, czasami ze źle skrywanym zniecierpliwieniem, na odejście papieża Jana Pawła II. [Obecnie oczekuje się Włocha, jako] powrotu do czegoś znanego, po budzącej obawy mentalności krzyżowca Polaku". [The Economist]
    Stany ZjednoczoneAmerykańscy biskupi katoliccy podejmują kroki zupełnie przeciwne zamierzeniom papieża: "Wedle obecnie najczęściej wyznawanych poglądów orientacja seksualna jest czymś danym człowiekowi, a nie będącym konsekwencją jego świadomego wyboru. Jako taka - nie może podlegać ocenie w kategoriach grzechu, skoro niewiele zależy tu od wolnego wyboru człowieka". [Biskupi Kościoła katolickiego w USA, w liście pasterskim apelującym o tolerancję dla homoseksualistów, opublikowanym 1-X-1997 r."

    Krytyczne podsumowanie pontyfikatu Jana Pawła II część II
    „…Karol Wojtyła wielkim Polakiem był i wielkim papieżem — to współczesna polska „prawda podręcznikowa", która powtarzana w dyskusji publicznej z uporczywością mantry, hipnotyzuje i magnetyzuje polski sposób myślenia. Pardon — sposób niemyślenia.
    Jan Paweł II stał się polskim bożkiem a jego „legalna" krytyka sprowadza się do powtarzania innej „prawdy": Polacy tyle mówią o papieżu, a nie znają nauczania naszego wspaniałego Rodaka. Tak jakby pomiędzy jednym a drugim „szoł" było miejsce na jakąś subtelną i głęboką myśl. Ujmijmy problem w ten sposób: całe szczęście, że Polacy nie przejmują się zanadto „nauką" papieża i że są jedynie bałwochwalcami. Wyraźnie muszę podkreślić, że nie jest przedmiotem mojej troski dylemat, czy Wojtyła był „wielkim papieżem". Kościół jest w swojej istocie instytucją szkodliwą, więc „wielki papież" nie niesie ze sobą automatycznie społecznego dobra. Za absurdalne uważam również polemizowanie z opinią o „świętości" Wojtyły, gdyż niesie to w sobie niewysłowioną troskę o „image" Kościoła. W ujęciu czysto świeckim Wojtyła był zasłużonym hamulcowym rozwoju społecznego, którego wiele aktywności cechowało moralne rozchwianie.
    (I)Naczelnym przykładem tego ostatniego był jego wybitnie stronniczy stosunek do antydemokratycznych reżimów. W Europie wykreował sobie wizerunek „bojownika o wolność", jako że zwalczał komunizm. Podczas kiedy w tym samym czasie w Ameryce Łacińskiej popierał i autoryzował reżimy opresywne, tyle że katolickie.
    Naturalnie jest to sprzeczność i ambiwalencja jedynie pozorna, wynikająca z błędnej kwalifikacji papieskiego zaangażowania przeciwko komunizmowi jako aktywności przeciwko zniewoleniu człowieka. Wojtyła nie buntował się przeciwko komunizmowi ze względu na wolność, lecz ze względu na naruszenie interesów kościelnych. Był w tym spójny i konsekwentny: zwalczając „bezbożnych tyranów" i okadzając oprawców „posłusznych Bogu".Najbardziej znanym tego przejawem jest jego wspólne zdjęcie na balkonie wraz z Pinochetem, z którym błogosławił lud boży. Zakłopotani komentatorzy kościelni opowiadali później bajki o tym, jak papież został „wmanewrowany" w ten gest. Wolą zrobić z niego nieporadnego i naiwnego aniżeli stanąć w obliczu owego moralnego rozchwiania stronniczej polityki papieskiej.
    "Dla katolików chilijskich i dla wielu katolików z całego świata fakt, że papież pojawił się u boku krwawego dyktatora na balkonie pałacu prezydenckiego, pozostaje niezrozumiały i nie do przyjęcia. Papież był bezwzględnie twardy w stosunku do reżimów komunistycznych Europy Wschodniej i bardziej pobłażliwy w stosunku do dyktatur Ameryki Łacińskiej." (watykanista Marco Politi)Wbrew jednak tym tłumaczeniom, zdjęć upamiętniających flirt papieski z pobożnymi autorytaryzmami jest więcej.Jeszcze bardziej jednoznaczny był jego stosunek do krwawej junty katolickiej w Argentynie (1976-1983). Junta wojskowa generałów Jorge Videli i Emilio Massery jest odpowiedzialna za tysiące mordów politycznych (tzw. zniknięć). Ówczesna władza porywała, torturowała i mordowała ludzi podejrzewanych o wywrotową działalność lewicową. Istnieje bogata dokumentacja o czynnym zaangażowaniu Kościoła nie tylko w popieranie i społeczne umacnianie junty. Dopiero niedawno jednak rozpoczął się proces sądzenia zbrodni kleru, biorącego udział w zabójstwach, porwaniach i torturach (w 2007 r. skazano księdza „posługującego" w głównej katowni reżimu).
    Karol Wojtyła przyjął rodziny ofiar reżimu, ale bardzo chłodno. Adolfo Perez Esquivel opowiadając o audiencji u Jana Pawła II w 1981 r., kiedy zawiózł papieżowi udokumentowane sprawy 84 dzieci odebranych przez juntę matkom w katowniach, wyznaje: „To nie była przyjemna audiencja. Wręczyłem dokumenty papieżowi. Wziął je, po czym chłodno odrzekł, że powinienem się troszczyć także o dzieci w krajach komunistycznych".
    W przeciwieństwie do chłodnej audiencji udzielonej rodzinom ofiar, audiencja dla generałów junty odbyła się w atmosferze ciepła i serdeczności, co obrazują zdjęcia. Na obu Jan Paweł II wraz z generałami junty, którzy w 1986 r. zostali skazani na wieloletnie więzienie — pomimo licznych protestów kościelnych.
    Kiedy armia wymusiła na władzach demokratycznych ułaskawienie generałów, Jan Paweł II pochwalił akt amnestyjny. W październiku 1991 r. w nuncjaturze w Buenos Aires odbyło się przyjęcie z okazji 13. rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II. Wśród zaproszonych byli biskupi, a także Videla, Massera i inni zbrodniarze reżimu, którzy świętowali pontyfikat Wielkiego Papieża.
    (II)Jan Paweł II wspierał, w odróżnieniu od swych poprzedników, rozrost wpływów Opus Dei, integrystycznej organizacji wewnątrz Kościoła. Dzieło od 1982 r. zorganizowane jest w formie prałatury personalnej, czyli jest taką quasi-diecezją-biskupstwem, lecz bez określonego terytorium. Jest wszędzie i nigdzie. To prezent od naszego Rodaka, który jest ewenementem w Kościele. Wcześniejsi papieże odmawiali tego uprzywilejowania spośród innych organizacji katolickich (biskupi pozbawieni zostali praktycznie władzy nad tą instytucją, która podporządkowana jest bezpośrednio papieżowi).
    Niedługo po śmierci założyciela, „wyniósł go na ołtarze". Beatyfikacja Josemarii Escriva de Balaguer y Albasa nastąpiła już w 17 lat po jego śmierci, jeszcze nikt nigdy nie został tak szybko beatyfikowany, czy ten człowiek wyróżniał się czymś szczególnym? "Starzy członkowie Opus Dei (...) opisywali Josemarię Escrivę jako człowieka raczej megalomańskiego, zarozumiałego, łatwo wpadającego w gniew, kłamliwego, antyfeministę, pronazistę i antysemitę. A przede wszystkim związanego niejedną nicią z reżimem frankistowskim. (...) Cud przypisywany Josemarii Escrivie (uzdrowienie kobiety chorej na raka) budził wątpliwości wielu ekspertów" (Bernardo Vali).
    "Podczas gdy inni papieże — zwłaszcza Jan XXIII, ale Paweł VI również - podchodzili do Opus Dei z ostrożnością i sceptycyzmem, uchylając się od kanonicznego dowartościowywania tego stowarzyszenia, Jan Paweł II zaczął torować mu drogę" (Matthias Mettner).
    (III)Zwalczał teologię wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, czyli tzw. Kościół ubogich, który odżegnywał się od bogatych, a działa w imieniu i na rzecz ubogich. To wskutek interwencji Rzymu zostało wstrzymane działanie programu „Słowo i Życie" Stowarzyszenia Zakonników Ameryki Łacińskiej, którego celem była "alfabetyzacja biblijna" prowadzona z perspektywy ludzi ubogich. Cóż, Kościół nie raz wzbraniał dostępu wiernym do „Pisma Świętego". Karol Wojtyła, jako gorący antykomunista, nie potrafił trzeźwo oceniać faktów — duchowni, którzy stawali w obronie biedoty, byli dla niego marksistami, czyli zwolennikami komunizmu, czyli wrogami. Posądzanie tego ruchu, "w którym wiara i sprawiedliwość społeczna łączą się w jednej gorącej pasji" (Valli, La Republica), o ciągoty marksistowskie, jest jednak niesprawiedliwe. "W okresie posoborowym te siły w Kościele, które się angażowały po stronie sprawiedliwości społecznej i praw człowieka, mogły się powoływać na najwyższy autorytet kościelny. "Uległo to zmianie — ku nieskrywanej radości wojskowych — z chwilą objęcia urzędu przez Jana Pawła II i powołania kardynała Ratzingera na prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Teraz wrogowie społecznie zaangażowanych sił w Kościele sami się powołują na najwyższy urząd nauczycielski Kościoła"" (Mettner).
    (IV)Sprawa celibatu i poniekąd jej konsekwencja: molestowanie nieletnich przez księży — również obciąża polskiego papieża. Jan Paweł II zaostrzył rygor celibatowy, w sytuacji, kiedy pojawiło się oczekiwanie, aby został on rozluźniony. Na tle sporów o celibat groziła Kościołowi schizma Kościoła holenderskiego, którego episkopat w 1972 opowiedział się niemal jednogłośnie za zniesieniem celibatu duchownych (poza tym postulował subsydiarność i demokratyzację struktur). Zapalna sytuacja w stosunkach Amsterdamu i Rzymu przetrwała do pontyfikatu Jana Pawła II, który rozwiązał ten problem w ten sposób, że mianował powolnych sobie biskupów i innych księży.
    Stan kapłański wymuszający celibat jest w wyniku tego doskonałym schronieniem dla dewiacji, z drugiej strony — sam tworzy owe dewiacje. Dowodem tego eskalacja skandalu pedofilskiego w Kościele. Na Zachodzie dyskutuje się na ile Jan Paweł II wiedział o skali pedofilii wśród kleru. Nieprawdopodobne wydaje mi się, aby kompletnie nie wiedział o tak dużym zjawisku w Kościele troskliwie ukrywanym przez lata. Ale nawet gdyby nie wiedział to nie zwalnia go to z odpowiedzialności za stan rzeczy, który umacniał swoim konserwatyzmem i któremu nie zaradził, choć powinien. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że papież był tak zajęty robieniem religijnego „szoł" na całym świecie, że nie interesował się patologiami wśród kleru.
    W praktyce jest to nad wyraz wątpliwe. Najmocniejszym dowodem obciążającym Wojtyłę jest jego przyjaźń z jednym z czołowych kościelnych pedofilów - Marcialem Macielem (1920-2008), założycielem zgromadzenia Legion Chrystusa. Maciel był aktywnym pedofilem, który do pozyskiwania dzieci wykorzystywał swą organizację. W latach 1940-1970 molestował ok. 30 młodych legionistów. Z czasem ksiądz Maciel przeorientował się na kobiety. Według Alejandro Espinozy, autora książki El ilusionista, ksiądz Maciel uwodził bogate, bogobojne kobiety dla ich pieniędzy. Jeden z jego synów pozwał Legion Chrystusa o odszkodowanie za molestowanie przez własnego ojca. Ze względu na osobistą przyjaźń z polskim papieżem, zarzuty przeciwko Macielowi, jakie spływały do Watykanu, były traktowane jako „kalumnie". W 1993 roku Jan Paweł II publicznie wskazał na o. Maciela jako na „przewodnika, wzór dla młodych", a w 2004 roku pogratulował o. Macielowi z okazji 60-lecia święceń kapłańskich za jego „ogromną, hojną i owocną kapłańską posługę". Kariera Maciela zakończyła się dopiero ze śmiercią Jana Pawła II, a Kościół publicznie potwierdził jego przestępstwa, kiedy zasłużony kapłan poszedł do nieba.
    (V)Odrzucił kurs Jana XXIII. Jak zauważa brytyjski The Economist, "zamiast kontynuować tę ryzykowną drogę, papież Jan Paweł II postanowił ograniczyć to w dużej mierze". Podobnie uważa Bernardo Valli na łamach La Republica: „Jan Paweł II stara się powstrzymać nurty soborowe, które mogłyby obalić hierarchię Kościoła katolickiego".
    Nie tylko odrzucił ducha Vaticanum Secundum, ale i umacniał nauki najbardziej wśród katolików krytykowane. Jak zauważa Hubertus Mynarek w odniesieniu do kwestii kapłaństwa kobiet: "Jednak podczas gdy stosowne wypowiedzi poprzednich papieży w tej kwestii były kwalifikowane przez interpretujących je teologów jako nadające się do przedyskutowania bądź jako normy kościelne o wyłącznie dyscyplinarnym znaczeniu, to już Janowi Pawłowi II za jego pontyfikatu przypada wątpliwa zasługa polegająca na tym, że z wykluczenia kobiet z urzędu kapłańskiego uczynił on niepodważalny element Depositium Fidei, czyli skarbnicy wiary Kościoła". Chodzi o list apostolski Ordinatio Sacerdotalis z 1994 r., który wzbudził falę krytyki wewnętrznej nienotowaną od czasów „pigułkowej encykliki" Pawła VI. Zmasowana krytyka jedynie umocniła upór pryncypialnego Wojtyły, który rok później — jak ujmuje to Mynarek — „przyłożył z drugiej mańki": "Istotne punkty tego urzędowego komentarza będące uzupełnieniem Wojtyłowego listu Ordinatio Sacerdotalis brzmią: Papieskie weto dla wyświęcania [kobiet] na księży jest jego nieomylną decyzją. (...) Stąd też każdy przyszły papież nie będzie mógł także uchylić tego zakazu". Jednocześnie podtrzymywał najbardziej wsteczne i quasimagiczne praktyki rodem ze średniowiecza, np. egzorcyzmy, czyli wypędzanie diabła za pomocą świętych słów. W wywiadzie dla włoskiego czasopisma Oggi z 1 czerwca 1992 ojciec Amorth podaje, że sam Jan Paweł II był aktywnym egzorcystą (np. w roku 1984 papież dwa razy „wypędzał diabła").
    (VI)Ekumenizm był niekonsekwentny, nie miał bowiem na celu partnerskiego dialogu międzyreligijnego dla niwelowania barier, a bardziej był nastawiony na zawarcie ponadreligijnego sojuszu przeciwko ekspansywnej kulturze laickiej. Dokument Dominus Iesus wydany w okresie jego pontyfikatu spotkał się z gwałtownym protestem przedstawicieli większości Kościołów, czemu nie można się dziwić, gdyż nie można mówić o ekumenizmie, kiedy wydaje się jednocześnie akty utrzymujące, że Kościół katolicki stoi ponad wszystkimi innymi. Jak stwierdził abp Abel, ordynariusz prawosławnej diecezji lubelsko-chełmskiej: "z niecierpliwością czekam na oficjalne stanowisko co do rzymskokatolickiego rozumienia pojęcia ekumenizmu. Wyznam, że bardzo obawiam się odpowiedzi, iż tak naprawdę idzie o to, aby (zgodnie z prezentowaną w Deklaracji eklezjologią) wszystkie Kościoły chrześcijańskie doprowadzić do jedności z Biskupem Rzymu..." (2001).
    Dobre stosunki z anglikanami zaprzepaściła reakcja papieża na wprowadzenie kapłaństwa kobiet w tamtejszym Kościele. Z tym odłamem chrześcijaństwa, który najmniej ma różnic dogmatycznych stosunki układają się najgorzej. Kościół prawosławny oskarżał Kościół katolicki o gwałtowny prozelityzm wśród wyznawców prawosławia. Niekorzystnie na stosunki watykańsko-żydowskie wpłynęła beatyfikacja Piusa IX, który był „aktywnym antysemitą" (np. słynny casus porwania dziecka żydowskiego, które wychował na katolickiego księdza). Przeprosiny za antysemityzm zostały odebrane przez środowiska żydowskie na ogół jako nieszczere i dwuznaczne. Nawet z protestantami, z którymi relacje są względnie dobre, nie obywało się bez zgrzytów. Jan Paweł II wyrażał swoje potępienie kapłaństwa kobiet oraz liberalnej teologii, skrytykował ponadto praktykę ekumenicznej „interkomunii", czyli udziału katolików w protestanckiej "wspólnocie stołu" i przyjmowanie przez protestantów katolickiej komunii.
    W istocie bowiem w papieskiej polityce międzyreligijnej nie chodziło o żaden ekumenizm, ile o sojusz przeciwko laicyzmowi. Horst Herrman zauważa: „Dzień, w którym 'religie świata' przymierzą się przeciwko 'bezbożności', nie może być odległy. Interesy wszystkich pasterzy są takie same. Wojtyła od dawna przygotowuje się na ten przełom. Unika na przykład wszystkiego co by zbyt mocno szokowało 'braci odłączonych'. Traktuje ich jako przyszłych sojuszników. Podpowiada im najnowsze standardy wypowiadania się: 'dialog, pokój, pojednanie'. Wraz z nimi ogłasza świeckość naszych czasów za wspólnego wroga. (...) Książęta Kościoła, którzy niczego nie boją się tak jak oświecenia ludzkości co do własnej rzeczywistości, mają słuszne powody do zadowolenia z tych pomagierów, działających po linii Wojtyły."
    (VII)Jan Paweł II nie tylko nie zdobył się na decentralizację władzy kościelnej, lecz robił wszystko aby umacniać centralizm i absolutyzm. Ogłosił na przykład, że przepisy kanoniczne są rozkazami Boga. Częstokroć wzmacniał tradycję zrównywania papieskich decyzji z mocą samej Biblii. Tak uczynił 12 listopada 1988, kiedy w czasie kongresu dotyczącego teologii etycznej Opus Dei, ogłosił, że poglądy etyczne zawarte w encyklice Humanae vitae staną się od tej chwili częścią doktryny katolickiej. Etyka encykliki została zrównana z takimi naukami Biblii jak zmartwychwstanie czy odkupieńcza śmierć Jezusa. Papież uczynił to prawdopodobnie w odpowiedzi na słaby stopień akceptacji względem niektórych rozwiązań przyjętych w encyklice.
    Jan Paweł II wprowadził wewnętrzną cenzurę w Kościele (w Instrukcjach dotyczących pewnych aspektów wykorzystywania społecznych środków przekazu, z 30 marca 1992 r.). Odtąd wszyscy kapłani i zakonnicy obowiązani są przedstawiać do wcześniejszego sprawdzenia specjalnej "komisji do spraw wiary" przy episkopatach krajowych książki i publikacje, które zamierzają wydać.
    Jak powiadają krytycy poczynań polskiego papieża, ostatnia nadzieja na demokratyzację władzy kościelnej w europejskich Kościołach katolickich zniknęła po zakończeniu 23. konferencji episkopatów Europy po Ural, 14 grudnia 1991 r., kiedy to z inicjatywy papieża zniesiono m.in. Radę Europejskich Konferencji Episkopatów, która zastąpiona została nową „radą" w której wszelka władza należała do papieża.
    Działania centralistyczne umocniło wydanie nowego Katechizmu powszechnego. Nowy kodeks traktuje niekaceptowanie niektórych nauk papieskich jako przestępstwo (kanon 1371, nr 1). Jak wskazuje Bernhard Häring: „Ten punkt został wprowadzony do kodeksu w ostatniej chwili na życzenie papieża, bez żadnej konsultacji z międzynarodową komisją, która opracowała nowy kodeks".
    W związku z papieską polityką personalną, służącą na ogół wyciszaniu dyskusji i rozszerzaniu wpływów konserwatystów, stawiano jeszcze jeden zarzut: nepotyzm. Herrmann pisze: „Również pod rządami Jana Pawła II znajdujemy zaczątki nowego nepotyzmu. Sporą wrzawę podniósł na przykład 'skandal z Macharskim'. Podczas gdy Eugenio Pacelli, późniejszy Pius XII, musiał czekać i modlić się przez dwanaście lat, zanim udał mu się skok ze zwykłego biskupa na kardynała, Angelo Roncalli, późniejszy Jan XXIII (junior) nawet dziewiętnaście lat, Giovanni Montini (Paweł VI) dziewięć lat, a sam Wojtyła takoż dziewięć, następca Wojtyły w Krakowie, Franciszek Macharski, pobił wszelkie rekordy: pod koniec października 1978 roku był jeszcze zwykłym księdzem, na koniec grudnia już arcybiskupem, a w czerwcu następnego roku kardynałem."
    Kiedy na początku lat 90. w diecezji Chur-Zurych w Szwajcarii papież mianował niechcianego przez ok. 80% wiernych oraz cały episkopat szwajcarski biskupa pochodzącego z Opus Dei, Wolfganga Haasa, wezwał wszystkich do posłuszeństwa. Swoją przemowę do nieposłusznych Szwajcarów papież zakończył słowami: "Ten, kto wypiera się biskupa, wypiera się Boga".
    Tłumienie dysput teologicznych przez Jana Pawła II oraz polityka personalna skłoniły w roku 1989 roku 163 teologów z niemieckiego obszaru językowego oraz Beneluksu do ogłoszenia deklaracji kolońskiej „Przeciwko ubezwłasnowolnieniu w Kościele".
    (VIII)Zwalczał antykoncepcję — co na Zachodzie katolicy powszechnie ignorowali, lecz w krajach Trzeciego Świata przynosiło realne tragedie. Mówił o tym m.in. Peter Piot, dyrektor ONZ-owskiego programu walki z AIDS (UNAIDS) w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Frankfurter Rundschau": zakaz Kościoła stosowania prezerwatyw jest "poważnym błędem, który kosztuje ludzkie życie" [30 VI 2001].
    (IX)Radykalnie zakazywał aborcji. Papieski sprzeciw wobec aborcji był skrajny. Potępiał aborcję nawet wtedy, kiedy płód jest uszkodzony: to eugenika - grzmiał Papież: "Jest to wówczas aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów 'terapeutycznych': mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę." Podobny stosunek ma do aborcji w przypadku ciąży będącej wynikiem gwałtu. Głośny był list Papieża z roku 1993, jaki wystosował do arcybiskupa Sarajewa Vinko Puljicia, który w świecie został odebrany jako apel do zgwałconych kobiet hercegowińskich, aby nie poddawały się aborcji.
    (X)Uświęcił huczne obchody „500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej", kiedy postępowe środowiska katolickie domagały się aby papiestwo wykorzystało tę rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian. Czy nie jest dowodem cynizmu papieża jego wypowiedź podczas otwarcia Latarni Kolumba na Santo Domingo (w kształcie olbrzymiego krzyża) w 500-lecie ewangelizacji Ameryki Łacińskiej: "Zgromadziliśmy się przed latarnią Kolumba, która swą formą krzyża ma symbolizować krzyż Chrystusa wbity w tę ziemię w 1492 roku. (...) Tak rozpoczęła się siejba cennego daru wiary". A jak się zakończyła...
    Niektórzy pasterze kościoła zdobyli się na wyznanie prawdy o owej „siejbie cennego daru wiary", np. Biskup Xingu (Brazylia) Erwin Kräutler powiedział, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej, "w europejskim stroju, bez respektu dla indiańskich kultur" i stał się współwinny "największej masakrze w dziejach ludzkości", zaś jego misjonarze potępili wszelkie uczucia religijne Indian jako "pochodzące od szatana".

    5 15
  • 1 mar 2015

    No to mnie pięknie prześwietliliście... Jestem skończony!

    2 10
  • 27 lut 2015

    Dzisiaj chciałem popisać coś na temat art. 196 kk, ale nie tylko.
    Artykuł ten ma w założeniu ochronę uczuć religijnych, które zostały zniesławione i kiedy doszło do naruszenia więzi emocjonalnej człowieka z pewną koncepcją. Dochodzi do tego wtedy, gdy mamy do czynienia z krytyką idei, przedmiotów i miejsc przez tych ludzi czczonych.
    Religia zawłaszczyła sobie pewne cechy i przedmioty, jak również pewne legendy, których krytykowanie w świetle tego artykułu jest karalne. Jest to przepis, który jest charakterystyczny dla mało cywilizacyjnie rozwiniętego społeczeństwa, któremu politycznie przewodzi religia.
    Weźmy pod uwagę krzyż, który jest świętym symbolem dla chrześcijan. Przed Chrystusem, i po nim, życie oddało na krzyżu wiele istnień i był to przedmiot służący do torturowania ludzi oraz ich zabijania. Nie był bynajmniej kojarzony z przedmiotem kultu. Naraz chrześcijanie wymyślili, że dla ich ratowania bóg poświęca i uśmierca samego siebie, tzn. swojego syna będącego zarazem nim samym, w celu przeproszenia siebie za błąd, który popełnił przy tworzeniu istnienia, które miało być kopią jego samego. Nie będę się rozwodził nad etyczną stroną całej historii, bo zrzucenie odpowiedzialności za zabicie boga na biednych ludzi powoduje frustracje i poczucie winy, ale o to przecież chodzi. I tu nagle chrześcijanie zawłaszczają krzyż, jako święty symbol męczeńskiej śmierci ich boga i wara innym od krzyża.
    W jakimś filmie usłyszałem kwestię, że gdyby ten hipotetycznie istniejący człowiek umarł przez powieszenie chrześcijanie dzisiaj nosiliby na szyi małe szubieniczki.
    Otóż, jak wielu ludzi mam do krzyża stosunek ambiwalentny, a to ze względu na jego występowanie w szkołach i urzędach, sali sejmowej i innych miejscach, gdzie nie powinno go być i to mnie wpienia. A z tej drugiej strony, kiedy widzę go tam, gdzie tylko powinien się znajdować, wtedy całkowicie jest mi obojętny.
    Kiedy kogoś obraża się, albo pomawia, wtedy pomówiony może iść do sądu i założyć sprawę z oskarżenia prywatnego, w celu doprowadzenia do ukarania winnego. Niestety, kiedy obraza uczuć religijnych, przedmiotu kultu lub takiego miejsca opierałaby się o prawo cywilne, żaden, nawet najlepszy adwokat nie miałby szans na wygranie procesu. Nikt nie jest w stanie udowodnić, że bóg został obrażony, że obrażanie jego figury, czy miejsca prowadzenia obrzędów ma wpływ na jego reputację i prawdziwość wyznawanej religii. Przedmioty kultu i takowe miejsca nie mają osobowości prawnej i samo to wyklucza ich występowanie w procesie, jako strony. Jeśli chodzi o uczucia, czyli emocje, jak udowodnisz, że twoje uczucia zostały zranione? Dowodowo jest to niemożliwe do przeprowadzenia. Każdy jest inny i każdy ma różny stopień wrażliwości. Jeden zachwyci się wschodem słońca, a drugi małą siekierką Fiskarsa.
    Dlatego kościół tak długo będzie naciskał na polskich ustawodawców i polityków, jak tylko możliwe, żeby przepis ten, jakże haniebny dla ojczystego prawodawstwa, pozostał składnikiem kodeksu karnego.
    Jest to jaskrawy przykład cechy charakterystycznej dla państwa wyznaniowego i pozostawienie go w takiej formie zrodzi problemy w przyszłości ze względu na poszerzanie się horyzontów polskiej strefy religijności w kierunkach nie występujących dotychczas w takiej różnorodności i ilości. Wyklucza to zdrowe podejście do form dyskusji na linii wierzący-państwo-niewierzący. Wyklucza też dyskusję religijną, zwłaszcza, że Polsce rośnie liczba muzułmanów, a jak dobrze wiecie u nich nie ma rozdziału pomiędzy państwem a religią i pomiędzy prawem a dogmatami.
    W Polsce wiele ludzi zostało oskarżonych za obrażę uczuć religijnych, choćby Nergal za potarganie biblii, Doda za słowa o zażywaniu przez autorów biblii substancji psychoaktywnych, Jerzy Urban za publikowanie rysunków i Siwiec za pocałowanie płyty lotniska. Jest to sytuacja o tyle niewygodna, że stanowi cenzurę dla twórców, ale też implikuje w artystach postawy wycofania, niepełnej ekspresji czy najnormalniejszego na świecie strachu.
    Siła polityczna, finansowa kościoła i jego władza nad umysłami ludzi powoduje patologiczny stan, nie tylko prawny, ale też ładu społecznego oraz wpływa na wszystkie dziedziny życia.
    Działania kościoła odwracają uwagę również od istotnych dla kraju problemów, jego bezpieczeństwa, prężności, nowoczesności i zamożności, a także powodują paraliż prawidłowych działań państwa dotyczących opieki nad obywatelami.
    Od 25 lat kościół prowadzi dywersyjne działania na terenie kraju przysparzając sobie z tej działalności wiele korzyści, poszerzając wpływy i mnożąc bogactwo.
    Kościół chce mieć wpływ na każdą dziedzinę życia. A to sobie jakiś biskup napisze protest do prezydenta, żeby zawetował ustawę przemocową, a to drugi napisze protest do rady miejskiej, żeby ta odwołała koncert zespołu deathmetalowego, a to następny skieruje list do prezesa TVP protestujący przeciwko pokazywaniu w telewizji jednego muzyka, a jeszcze jeden protestuje, że reżyser-dokumentalista dostał nagrodę za swój film…
    W parlamencie i w mediach pod wpływem kościoła toczą się nieistotne spory dotyczące aborcji, in vitro, tabletki „dzień po”, homoseksualistów, gender itp. To wszystko tematy zastępcze. Nie naprawia się służby zdrowia, szkolnictwa, nauki, finansów państwa, nie ustanawia się prostszych zasad działalności gospodarczej, niższych podatków, nie czyni się dla ludzi, z Polski, kraju przyjaznego, opiekuńczego. Wszystkie działania kościoła paraliżują naszą ojczyznę, a prawdziwą przeszkodą m. in. jest właśnie ten art. 196 kk oraz konkordat.
    Mam serdecznie dość uzurpowania sobie przez kościół bycia sumieniem społeczeństwa, prawodawcą, seksuologiem itp.
    Kościół chce, aby widziano go miłosiernym, troskliwym, zlęknionym o dobro ludzi, tymczasem prawdziwe jego oblicze to chciwość i hipokryzja. Panowie w sukienkach jeszcze długo będą nam zatruwać życie. Będzie tak, póki urojenia, którymi kupczą nie staną się towarem dostępnym dla każdego. Jest jednak jeden warunek. To zaszczepienie w sobie i swoich dzieciach chęci i potrzeby zdobywania wiedzy i poznawania, czytania, krytycznego przesiewania informacji, uczenia się i zadawania pytań… To jednak nie jest mocną stroną typowego polskiego katolika. Można tylko ubolewać, że polska religijność jest powierzchowna i bardzo rustykalna. Taka postawa prowadzi do fundamentalizmu, do braku tolerancji i trywializacji potrzeb innych ludzi.
    Wiem, że moje teksty trafią tylko do ludzi o otwartych umysłach i mam nadzieję, że tym zalęknionym pokażą, że już czas podnieść głowę i z dumą popatrzeć w przyszłość. Dzięki temu kościołowi, przez który czujecie się marginesem społecznym, już niedługo będziemy mogli poczuć się normalnie w naszym kraju.
    Już widać, że ludzie zaczynają przecierać oczy i wybierać to, co dla nich lepsze.
    Nie ma co liczyć na empatię ze strony tych, którzy nas nigdy nie zrozumieją, mimo że ich religia jest religią miłości. Musimy się zacząć sami organizować.
    A Wy, katolicy nie lękajcie się. To nastąpi bardzo łagodnie. Niepostrzeżenie dla Was Polska stanie się krajem laickim, bo taka już natura tego świata, mimo tego, że chrześcijaństwo dobrze sobie radzi od 2000 lat.
    „Jeżeli jedna osoba ma jakieś urojenia nazywamy to szaleństwem. Jeżeli wiele osób cierpi na to samo urojenie nazywamy to religią.” Robert Pirsig.

    9 17
  • 25 lut 2015

    Witajcie. Niech to gęś kopnie, nie ogarniam. Was jest wielu, ja tylko jeden. Musiałbym cały dzień i noc siedzieć na komputerze, by odpowiedzieć na wszystkie pytania i dać odpór tym, którzy chcą mi przywalić. No, nie dam rady. Trzeba jeszcze żyć w realnym świecie. Dzisiaj krótko i bez tematu przewodniego, jak obiecałem, bo niestety nie mam czasu. Ale już niebawem… Chciałbym podziękować Pani/u def_ibrylator, Mysleniczanin007, Endrju, Luna, Bono. Mądre i rzeczowe wypowiedzi. Z takimi jak Wy można dyskutować. Dziękuję również Paniom/om Sójka i Dolphin. Wierzę, że wypowiedzi Pań/ów wynikają z autentycznej troski i dobrych intencji. Przykro mi tylko, że nie podzielam tego przekonania, że wiara jest łaską. Dla wszystkich innych informacja, że tak, jak w tytule rzecz ma się tyczyć kościoła katolickiego, jako instytucji i jego struktur politycznych, wykorzystania religii do własnych celów i ewentualnie istoty religii, którą kieruje. Nie kościoła, jako wspólnoty, nie dotyczy też Waszej wiary. To akurat mnie zupełnie nie obchodzi. Poza tym uspokajam, że nie jestem ateistycznym dżihadystą i nie szykuję zamachu na Waszą wiarę. Na świecie istnieje wielu bogów i wiele religii. Ja różnię się od Was, tylko tym, że nie wierzę w o jednego boga więcej. Po prostu nie podzielam tego przekonania, że istnieje bóg osobowy. A tak przy okazji, jak to jest, bo coś nie mogę tego pojąć. Słyszę o prześladowaniach katolików w Polsce, gdzie żyje ich 95%. Dajmy na to, że 4% ludzi innych wyznań i 1% ateistów (procenty wymyśliłem, bo nie znam prawdziwych danych, ale myślę, że orbitują blisko tych liczb ;). To, jak to jest, że katolicy czują się dyskryminowani. Wszędzie wiszą symbole Waszej religii i stoją pomniki Waszych idoli. Taki jeden wyrzutek społeczeństwa, jak ja zakłada temat na forum, by znaleźć jemu podobnych i zewsząd zjawiają się zombie, które najchętniej pożywiłyby się jego mózgiem. Jak mogę atakować świętości?! Jak mogę szydzić z świętych kapłanów i świętego kościoła?! Jak mogę śmiać się z Waszych uczuć religijnych (co to w ogóle jest?)?! Zgroza!!! Następny wpis będzie o uczuciach religijnych i haniebnym i urągającym uregulowaniom prawnym artykule 196 kk, który jest typowym przykładem cenzury dla państwa wyznaniowego. Mam nadzieję, że kolejnym tematem będzie krytyka osoby Karola W. znanego szerzej, jako Jan Paweł II. Do następnego razu.

    4 13
  • 24 lut 2015

    A tu macie przykład manipulacji, którą posługują się katoliccy apologeci:

    Tiger72 napisał/a:

    "Dobrzy ludzie będą zachowywać się godnie, a źli niegodnie,bez względu na to czy są wierzący czy też nie":) / Steven Weinberg /

    Gdy Stefan powiedział:

    "Dobrzy ludzie będą się zachowywać godnie, a źli niegodnie, bez względu na to, czy są wierzący czy nie. Do tego jednak, by dobrzy ludzie czynili zło, potrzeba religii".

    11 23
  • 24 lut 2015

    Ach, zapomniałbym.

    nowy_burmistrz napisał/a:

    Prosze aby udzielil Pan najpierw odpowiedzi na pytanie:
    Co bylo pierwsze: jajko czy kura?

    To pytanie mnie rozbawiło. Oczywiście, że jajko, ponieważ zwierzęta, od których wyewoluowały ptaki były jajorodne. Ale odpowiedź robertko5 jest chyba w świetle doktryny lepsza.

    12 20
  • 24 lut 2015

    Indoktrynacja kościoła katolickiego powoduje głębokie zmiany osobowości u ludzi, którzy bez religii nie byliby w stanie zrobić tego co robią lub napisać tego, o czym można tutaj przeczytać, bo zwykła ludzka przyzwoitość nie pozwoliłaby im na to.
    Jeżeli do tego by postępować etycznie i być uczciwym potrzebujesz religii, to twoja sprawa. Ja tego nie potrzebuję.
    Jeżeli strach przed bliżej niezidentyfikowanym bytem osobowym, który ma nadnaturalne cechy i wymyślonym przez niego piekłem jest dla ciebie tym kagańcem, który powstrzymuje cię przed złem, to gratuluję moralności i wyczucia odpowiedzialności za siebie i innych.
    Od małego dziecka kościół, jego przedstawiciele, babcie, mamusie, panie w przedszkolu i szkole wpajają ci, że jesteś winny, nieczysty, grzeszysz i nic nie znaczysz, że bóg umarł za grzech popełniony długo przed twoim narodzeniem… O ile wierzyć w tą bajkę, bo jeżeli zwrócić się do chrześcijan z pytaniem, czy wierzą w Adama i Ewę, powiedzą, że to symbol. To symbol? To Symboliczna Ewa zjadła symboliczny owoc z symbolicznego drzewa poznania dobra i zła i namówił ją do tego symboliczny mówiący wąż? A gdzie był wtedy wszechwiedzący i wszechmogący, zrobił sobie wolny dzień i jak już się pojawił nie wiedział o niczym? I za tą symbolikę umarł bóg?
    Kościół rozwinął tą cywilizację śmierci i gloryfikację cierpienia, a także wzmocnił poczucie winy do granic możliwości, dowodząc przy pomocy pokrętnych dogmatów, że to człowiek jest winny śmierci boga. To piękny zabieg i nieprawdopodobny majstersztyk. Brawo!
    Co do mnie to jestem ateistą z wyboru, oczywiście ochrzczonym. W tym roku stuknie 15 lat, jak wystąpiłem z instytucji kościół katolicki.
    Moje wzburzenie na działalność kościoła i tylko tego kościoła pojawiło się dlatego, że ten ingeruje w każdą dziedzinę życia w Polsce. Ja ateista płacę za lekcje religii w szkołach, płacę za finansowanie szkół i uniwersytetów katolickich, płacę za „posługi” kapłańskie w armii, policji, służbie więziennej, płacę na emerytury księży i zakonnic, płacę za prąd, wodę, gaz i wywóz śmieci w parafiach, płacę za wiele innych rzeczy, a mianowicie:

    Roczne wydatki z budżetu państwa, związane z funkcjonowaniem Kościoła katolickiego
    źródła danych: KAI, MON, MEN
    Koszt związany za nauczaniem religii w szkołach około - 1 500 mln zł
    Dotacje dla kościelnych uczelni, wydziałów teologicznych, szkół, przedszkoli i ochronek - 521 mln zł
    Fundusz Kościelny - 89 mln zł
    Dotacje do remontów zabytków kościelnych - 26,6 mln zł
    Ordynariat Polowy Wojska Polskiego - 19,2 mln zł
    Caritas Polska - 5,5 mln zł
    Kapelani szpitalni - 3 mln zł
    Kapelani więzienni - 2,4 mln zł
    Kapelani Straży Granicznej - 842 tys. zł
    Kapelani Straży Pożarnej - 745 tys. zł
    Kapelani w Policji - 441 tys. zł
    Kapelani Biura Ochrony Rządu - 150 tys. Zł

    Ale może mało płacimy i dlatego bóg katolików pozwala na to, aby na całym świecie w ciągu roku umarło prawie 7 mln dzieci, które nie ukończyły piątego roku życia. Jeśli to twój bóg, to ja go nie chcę.

    Jeżeli ktoś nie dostrzega, że Watykan to państwo, które na świecie ma różnego rodzaju interesy, także te spod ciemnej gwiazdy i ma swoich oddanych szpiegów w postaci księży, biskupów i innych świeckich aparatczyków, to musi rzeczywiście być zindoktrynowany do szpiku kości. I jeszcze jeśli mówi, że ksiądz to patriota… Owszem patriota, ale watykański. Dla mnie to zdrajcy ojczyzny.

    Czytam, że wiecie o mnie to, czego sam o sobie nie wiem. Że jestem antyklerykałem. No pewnie, ze jestem, a co, to jest jakaś ujma? Patrz wyżej, to zrozumiesz. Nie będę grzeczny, bo nie chcę być grzeczny. Dość już nawijania na uszy historyjek, że oto winny molestowaniu przez księdza jest ten siedmioletni chłopczyk, bo uwiódł bogu ducha winnego kapłana, że gender to straszliwsza zbrodnia niż stalinizm i hitleryzm, że pedały to nie ludzie, że kobietom bitym i molestowanym niepotrzebna jest ochrona państwa, bo taka ich rola by być bitą i zastraszaną, że ocena z religii musi wejść do średniej, bo bez niej świadectwo będzie nieważne, że tabletka „dzień po” to zabijanie dzieci, że biblia tłumaczy powstanie wszechświata i wszystkie jego procesy, że religia ma odpowiedź na wszystko, kiedy naprawdę blokuje zadawanie pytań. Zero tolerancji dla religii.

    Widać po pierwszych wpisach, jak katotaliban ruszył do boju. Kapłani nic nie muszą robić, bo ich rottweilery zrobią wszystko, aby pokonać wroga. Dalejże ujadać! Kąsać! Przezywać! Szydzić! Pokazać prawdziwą twarz miłosiernego chrześcijanina. Przypomnę tylko, że macie nastawiać drugi policzek.

    „… to, co można twierdzić bez dowodów, można także bez dowodów odrzucić” Christopher Hitchens

    P.S. Od następnego wpisu będzie rzeczowo i pragmatycznie. Generalnie nie lubię chamstwa, które ze mnie wylazło, ale dałem upust swojej złości na komentarze, które nic nie wnoszą do dyskusji, a są tylko sekciarskim bełkotem.

    17 30
  • 23 lut 2015

    Jestem ateistą.

    Możecie mnie nawet nazwać wojującym ateistą.

    Temat założyłem i będę tu zamieszczał materiały i osobiste refleksje w imieniu takich, jak ja i tych którzy mają już dość życia w państwie wyznaniowym, pod dyktat watykańskich najemników. Będę walczył jednak, o ile starczy sił i chęci, dla dobra Was wszystkich.

    Temat założyłem po to, żeby publikować materiały ukazujące prawdziwe oblicze kościoła katolickiego i jego prawdziwe cele. Zależy mi na tym, aby katolicki mainstream nie miał wyłączności na informacje, jak to ma dotychczas miejsce. Wiem, że żadne media nie są dziś obiektywne, zatem i mną nie będzie kierował obiektywizm i nie będzie mi zależało na odpowiadaniu na niewybredne komentarze i groźby. Mogę podjąć rzeczową polemikę i merytorycznie porozmawiać na temat niekorzystnego wpływu zbrodniczej działalności kościoła katolickiego w Polsce.

    Przewidując, jakie może to wywołać reakcje niektórych, na wstępie przestrzegam, że będę stał na straży swoich praw, jako człowieka i obywatela, zagwarantowanych mi przez ustawę zasadniczą, jak i szereg przepisów prawa.

    Jako patriota uważam, że watykańska okupacja Ojczyzny, która trwa w najlepsze, ale również socjotechniczne metody działania kościoła degenerują i zubażają polskie społeczeństwo, prowadzą one również do rozkradania majątku Państwa i jego destabilizacji politycznej. Najwyższy czas ratować Polskę.

    „Religia stanowi obrazę dla ludzkiej godności. Gdyby jej nie było, mielibyśmy dobrych łudzi robiących dobre rzeczy i złych ludzi czyniących zło. Tylko religia może sprawić, że dobrzy ludzie robią złe rzeczy” - Steven Weinberg

    25 90

Nauka vs Wiara

  • 30 sty 2015

    Panie def_ibrylatorze, Pana tekst jest skażony wiarą. Jest on pełen błędów formalnych, logicznych, fundamentalistyczny. Z góry Pan zakłada, że to wszystko pochodzi od istoty najwyższej. Wiara, która ce***** Pana wypowiedź, to zbiór dogmatów, tez, osobistych przekonań, domysłów i bezkrytycznie przyjętych "prawd". Nauka zaś to usystematyzowana wiedza ludzka służąca wyjaśnieniu funkcjonowania świata, wyłącznie za pomocą naukowych paradygmatów. Nauka nie zajmuje się bogiem. Nauka może jedynie wyjaśniać religię pod kątem zjawiska socjologicznego. Przykro mi, ale żaden naukowiec nie powinien bezkrytycznie przyjmować zasad religii. Podejrzewam, że Pan również w pewnych kwestiach myślali jak naukowiec, ale w kwestiach wiary, to już inna para kaloszy. A co do Bozonu Higgsa, to może nie być on "dłutem", bo hipotetycznie mogą się nim okazać grawitony, ale oczywiście niekoniecznie. Pozdrawiam. P.S. Proszę tak nie przeżywać swojej niewiedzy na temat świata, w dzisiejszych czasach nawet wybitni fizycy zajmują się tylko częścią danego zagadnienia, bo nie są w stanie ogarnąć całości. Nauka tak daleko zabrnęła, że religia musiałaby jeszcze istnieć z 500 lat, żeby zrozumieć stan wiedzy z dnia dzisiejszego. A na jej nieszczęście, to już jej schyłek.

    7 2